Była sobie pani staruszka. I umarła.
I był pies staruszek.
Nie umarł, za to dobra rodzina wyrzuciła go na ulicę.
Tysiące, dziesiątki tysięcy takich historii można usłyszeć od pracowników schronisk.
Psie staruszki po utracie kochanego człowieka i domu szybko umierają w betonowych boksach schronisk. Albo zostają usypiane pod pretekstem chorób czy niepełnosprawności, albo zagryzane przez silniejszych towarzyszy niewoli.
Bardzo nieliczne mają szczęście i zostają wypatrzone i adoptowane przez nowy dom.
Świetlik po śmierci swojej pani trafił do dość ponurego przybytku, w którym przetrwał jakoś przez pół roku.
Przyjechał przerażony i z kulejącą łapką.
Przez pierwsze dni przyglądał się wszystkim nieufnie i chował się pod stołem.
Z dnia na dzień na pyszczku pojawiał się coraz śmielszy uśmiech.
Świetlik czuje się już w domu swobodnie, szczególnym uczuciem darzy Pana Tymianka
i kiedy tylko się da, siedzi przytulony do jego nóg.
Witaj w domu, Świetliku!