Droga Pani i drogi Panie,
mam na imię Miłka.
Właściwie to nie umiem pisać, ponieważ jestem psem, ale skoro w moim życiu wydarzył się taki niewiarygodny cud, że z dna łańcuchowego piekła trafiłam do Raju, czyli do Waszego domu, to przy tym fakt, że piszę list, nie jest niczym nadzwyczajnym, prawda?
Wszyscy zachwycają się moimi delikatnymi łapkami, śmieją się, że takie jedwabne, mięciutkie.
Bo ja nigdy na nich nie chodziłam.
Kiedy byłam mała, jakiś człowiek zabrał mnie od mamy i uwiązał przy stercie desek ciężkim, brudnym, zardzewiałym lańcuchem. Szyję miałam ściśniętą tak mocno, że gardło bolało mnie przy każdym kęsie jedzenia. Właściwie bolało bardzo rzadko, bo jedzenie pojawiało się bardzo rzadko. Byłam tak głodna, ze próbowałam zjeść łańcuch, bo wszystkie źdźbła trawy i małe kamienie w zasięgu pyszczka juz zjadłam. Czasem zjawiał się ten człowiek, rzucał mi skórki z ziemniaków i kopał mnie. Miałam rany na głowie i poranione łapy, na których nigdy nie chodziłam, mogłam tylko stać, bo łańcuch był krótki.
Płakałam, wyłam, wtedy ten człowiek bił mnie jeszcze mocniej, więc przestawałam płakać i tylko ciągle potwornie się bałam.
Pewnego dnia przyszła dziwna pani: schyliła sie nade mną, płakała i śmiała się równocześnie.
Zrobiła coś bardzo dziwnego: wyciągnęła rękę i zaczęła głaskać mnie po głowie i uszach.
To było takie... przyjemne. Polizałam ją w rękę.
- Miłka, Miłeczka, moja śliczna, zabieram cię stąd! - powiedziała do mnie miła pani, a zaraz potem przyszła inna pani, równie miła, odwiązała sznurek, który ściskał mi szyję i zapięła miękki pasek, a do niego sznurek, który nazwała smyczą.
I poszłyśmy. Łapy bolały mnie przy każdym kroku i nie umiałam ich stawiać.
Ten straszny człowiek stał z boku i patrzył. Bardzo się bałam, ale pani pogłaskała mnie i powiedziała, że on już nigdy mnie nie dotknie. Rzeczywiście, nawet nie próbował.
Pojechałyśmy samochodem do miejsca, które moje panie nazywały "hotelik". Było tam dużo psów i dużo jedzenia. Było mi trochę smutno, że pani, która nazwała mnie Miłką, zostawiła mnie tam i odjechała, ale zaraz o tym zapomniałam, bo miałam tyle rzeczy do zrobienia!
Pani zresztą obiecała, że będzie mnie odwiedzać i że znajdzie mi najwspanialszy domek na świecie, bo jestem najpiękniejsza, najkochańsza i najmilsza! Nie rozumiałam, co to jest "domek", no i nie miałam czasu na myślenie. Miałam tyle jedzenia! Opiekowała się mną ładna i miła pani, był też miły pan, który uczył mnie chodzić na smyczy. I Pucuś, w którym natychmiast się zakochałam i taka jedna głupia Betty, która też się zakochała w Pucusiu i musiałyśmy się nim dzielić.
Przyjechała też zupełnie nowa pani, która dała mi mnóstwo tabletek i zastrzyków, smarowała moje poranione łapki maścią, to było trochę nieprzyjemne. Zaczęłam chorować, bardzo bolał mnie brzuszek, podobno dlatego, że za dużo jadłam, a mój żołądek nie był przyzwyczajony do jedzenia.
Na szczęście, jakoś to minęło.
Pewnego dnia przyjechał bardzo miły pan i ładna pani z blond włosami i zabrali mnie z hoteliku.
Bardzo się bałam, że odwiozą mnie to tego strasznego człowieka.
Ale oni przywieźli mnie do Was. Do mojej nowej Pani i mojego Pana. Moich, nareszcie moich, od których nikt mnie już nie zabierze!
Kiedy przyjechaliśmy, Pan i Pani byli bardzo smutni, ponieważ trochę wcześniej umarł ich ukochany pies. Pani uśmiechnęła się na mój widok i dała mi pić, a Pan powiedział, że nie chce nowego psa.
Bo Pan już nigdy więcej nie chciał być taki smutny jak wtedy, kiedy umarł jego pies.
A ja przecież Panu nigdy nie umrę! Pokazałam, jaka jestem miła i wesoła, wskoczyłam na kanapę, napadłam na lustro, biegałam po ogrodzie!
I Pan zgodził się, żebym została.
Jestem najszczęśliwszym psem na świecie. Pokazuję Wam to codziennie. Dziękuję Wam ogonem, nadstawionymi do głaskania uszami, uśmiechniętym pyszczkiem, a nawet kupą w ogrodzie.
Wszystko robię z radości!
Nie umiem napisać listu, jestem przecież psem. Spróbowałam jednak nieporadnie napisać, jak bardzo Wam jestem wdzięczna i jak bardzo Was kocham.
Wasza Miłka