Niestety, doszło do tego, że Ori musi się odnieść. A nawet ustosunkować. I na koniec wypuścić obłoczek smrodku dydaktycznego, co zresztą czynić uwielbia.
Chodzi o to, że Ori otrzymała od Magody pęk - pęczysko wręcz - wyróżnień i pochwał. Od pewnego czasu zresztą Ori pławi się w pochwałach wszelakich i aż martwi się, kto będzie gotował obiady Panu Tymianka, bo przecież nie taki święty anioł? Ori próbuje przed lustrem min stosownych na przyszłe ołtarze, ale zdradzi Wam w sekrecie, że głupio z tym wygląda. Nie ten typ urody czy co?
Kiedy Ori napisała do Magody, dziękując i wyrażając słuszne obawy, że niespecjalnie chyba zasłużyła, otrzymała energiczną odpowiedź, żeby siedziała cicho, bo jest głupkowata, skoro tak sądzi. Określenie to jest tak trafne, iż Ori podejrzewa, że w Bieszczadach odkopano tajne akta z jej starymi klasówkami z chemii, na których krwawe litery ndst wypisywane były z taką siłą, że prawie dziurawiły papier. Ewentualnie stenogramy z posiedzeń Rady Pedagogicznej zawierające to, co miała do powiedzenia na temat Ori jej łacinniczka.
A teraz na poważnie: Ori kocha zwierzęta, dlatego je ma. Albo odwrotnie. Dla nich powstał dom Tymianka. Jest ich obecnie 17. Bywało ich więcej lub mniej. Jest ich tyle, ile Ori zdoła ogarnąć "sercem i miską", jak to określiła Krystyna Sienkiewicz. Serce ogarnęłoby o wiele więcej stworzeń, ale miska, niestety, nie...
I tutaj będzie zapowiadane odniesienie, bardzo smutne. Bowiem Ori za to, za co zbiera od Was tyle serdecznych, kochanych słów, w życiu "prawdziwym" jest tępiona, wyśmiewana, a bywa, że prześladowana. Rodzina ze zgrozą wymawia liczbę zwierząt swej wyrodnej córy, jakby to była wstydliwa choroba. Ori wysłuchuje,że zeszła na psy, że zawiodła oczekiwania, że "skończy jak Villas". Niewiarygodne pokłady zawiści ulatniają się z ludzi, którym Ori niegdyś bardzo pomogła.
Nie wdając się w skomplikowane szczegóły - zawiść była jednym z istotnych elemenów, przez które dom Tymianka popadł w ogromne tarapaty finansowe. Przez tę samą zawiść Ori straciła dwa psy. Jeden został brutalnie zabity, drugi zaginął bez śladu.
I Ori, która rzeczywiście jest głupkowata, siedzi i myśli: dlaczego? Dlaczego tak miło czytać o osobie, która stworzyła "rodzinny dom zwierząt", a tak trudno mieć ją w rodzinie? Dlaczego nie wybacza się jej tego, że jest szczęśliwa, mając wokół siebie szczęśliwe zwierzęta?
Kilka lat temu Ori szukała domu do wynajęcia i znajomy umówił ją z panią, która mogła jej w tej sprawie pomóc. Znajomy naszkicował sytuację Ori: rozwiedziona, z kłopotami i wymienił ową straszliwą liczbę zwierząt. Dzień spotkania był wyjątkowo pięknym dniem wrześniowym, Ori wystroiła się w najładniejszy letni płaszczy i szpilki i na powitanie usłyszała od pani:
-To pani jest??!! Od tych psów?!!! Ta, co... A ja myślałam... jak to... a pani taka, taka... blondynka??!!
Ta mocno nieskładna wypowiedź wyrażała zdumienie, że właścicielka TYLU zwierząt nie jest brudną kudłatą wiedźmą, tylko ładną młodą i zadbaną kobietą.
I tu następuje koniec odniesienia, natomiast będzie obiecany smrodek dydaktyczny, czyli pouczenie. Ori nie wspominała o powyższych faktach po to, żeby się skarżyć na ciężki los. Przeciwnie, Los jest dla niej łaskawy, a życie bardzo szczęśliwe, bo pełne miłości oraz pasji, którymi Was katuje na blogach. Na upragniony koniec przydługiej wypowiedzi prośba do Was, którzy jesteście rodzicami, nauczycielami, wychowawcami: uczcie szacunku dla pogardzanych "kociar" i "psiar" i innych oddających serca i ostatnie grosze piwnicznym i działkowym kotom, utrzymującm z własnych żałosnych emerytur mini schroniska, czających się przez wiele dni przy śmietniku, by podać lekarstwo dzikiemu kotu. Te osoby nie piszą blogów, nie potrafią robić zdjęć, nie mają się gdzie ogrzać w ludzkiej życzliwości, są ciche, nieefektowne i zahukane. To są prawdziwe anioły.
Magodzie bardzo dziękuję! I Wam też.
A mina Oriona - bezcenna, prawda?