sobota, 24 września 2011

Prezes uczy, bawi, wychowuje



Prezes Kiciuniek z wielkim wdziękiem pracuje nad wizerunkiem Fundacji i poświęca się wychowaniu młodego pokolenia, czego dowody mamy na zdjęciu. Dowody odjechały już do swoich domków, biedny Prezes może odpocząć, a my mamy okazję do uporządkowania tematów, które poruszyła Ori po śmierci Smuteczka. Samą Ori może też wyjątkowo odeślemy do smażenia konfitur, bo na nic dzisiaj jej skłonność do poetyckiego widzenia rzeczywistości, więc pozwolicie, że posłużę się prostszą formą wyrażania myśli.
Najpierw słów kilka o Rachowie, szczególnie dla nowych Czytelników, którzy - chwalić Boga - jeszcze się tu pojawiają.
Przytulisko w Rachowie Starym (gmina Annopol) nie jest schroniskiem w sensie "prawa".
Według urzędników, psy są "prywatną własnością" zgromadzoną na prywatnej posesji pani Stanisławy Olszewskiej, a po jej śmierci w marcu tego roku - "własnością" jej córki Renaty.
Prywatna własność jest, jak wiadomo, prywatnym zmartwieniem własciciela, dlatego zarówno kiedyś pani Stanisława, jak i obecnie pani Renata wszelką pomoc od gminy musiały wybłagiwać i wyżebrywać i od czasu do czasu jakiś łaskawy ochłap otrzymywały.
Równocześnie owa "prywatność" jest błogosławieństwem dla psów, bo dzięki niej żaden dureń z pieczątką nie może wydać na schronisko wyroku śmierci (a zakusy są!)
Każdy, kto interesuje się losem bezdomnych zwierząt w Polsce, wie, co dzieje się ostatnio ze schroniskami, są zamykane, a psy masowo skazywane na zagładę, ponieważ z okazji wielkiego święta piłki kopanej w przyszłym roku będziemy udawać kraj cywilizowany, a w takim bezdomne psy na ulicach i ogromne przepełnione nędzne schroniska brzydko się prezentują.

W Rachowie po śmierci pani Stanisławy było prawie 200 psów, obecnie dzięki pracy wolontariuszy kilku fundacji jest ich 153. Sześć jest w hotelikach pod opieką Domu Tymianka.
O tym, jak powstawało przytulisko i kim była pani Stanisława, napiszę osobno, ponieważ była to osoba,
która zasłużyła na nasz szacunek, pamięć i wielką wdzięczność za wszystko, co zrobiła dla naszych braci mniejszych najnędzniejszych z nędznych.

Kilka lat temu fundacja Dar Serca wybudowała kojce dla części psów, doprowadziła wodę i do tej pory finansuje częściowo karmę dla psów. Około 50 psów jest jeszcze na łańcuchach (chyba się szczęśliwie pomyliłam, pisząc, że 60). W większości są to właśnie psie staruszki...
Niektóre są uwiązane nawet w prymitywnych zagrodach z siatki lub desek, ponieważ gryzą się z sąsiadem. Wiele łańcuchowych staruszków jest niewidomych, większość cierpi na chore stawy, bo leżenie na mokrym i zimnym piasku czy śniegu bez możliwości wybiegania się musi się kończyć chorobą i bólem.
Budy są klecone,z czego się da i jeśli w okolicy znajdzie się deska, listewka czy drzazga zdatna do użytku, jest natychmiast przetwarzana na budę przez pana Waldka, który jest partnerem i pomocnikiem pani Renaty. Niedawno zbudował 6 nowych bud i remontuje stare przed zimą.
Pani Renata powiedziała mi wczoraj, że pilnie potrzeba jeszcze PIĘCIU ciepłych bud.

Teraz kwestia, która mi najbardziej leży na sercu, czyli KOJCE.
Kojec to duże pudło, które ma drewnianą PODŁOGĘ i DACH.
Do kojca wstawia się ocieplaną budę. Staruszek po wyjściu z budy nie grzęźnie w błocie czy śniegu, tylko kładzie się na suchej, ciepłej podłodze. Tylko kojce dają możliwość zrzucenia łańcuchów!!
Kojce są upiornie drogie, ale są jedyną szansą na zapewnienie staruszkom godziwych warunków tej malutkiej reszty życia, jaka im została. Niektóre staruszki są już zbyt słabe i zniedołężniałe, żeby zmieniać miejsce pobytu, poza tym szanse znalezienia domów dla wszystkich są zbliżone do zera.

Dom Tymianka powstał między innymi po to, by zbudować mały azyl dla psich staruszków, a właściwie nie azyl, tylko dom. Mamy miejsce i budynek, który trzeba gruntownie wyremontować, dlatego jest to kwestia nie najbliższej przysżłości. Staruszki z Rachowa nie mają czasu.
Dlatego przynajmniej kilka z nich chciałbym zaprosić do naszego domu, żeby nacieszyć się ich obecnością i przemianą smutnych psów schroniskowych w roześmiane i rozpieszczane stwory, tak, jak dane mi to było z Sabą, Tarą, Kiciuńkiem i innymi.
Ponieważ psy z domu Tymianka absolutnie nie podzielają moich zapędów do ratowania staruszków i wszelkim "intruzom" szczekają: NIE!, nowe staruszki muszą mieć odpowiednio przygotowany teren, aby spokojnie i bezpiecznie mogły zagospodarować się w nowym miejscu.
Wracamy więc do punktu wyjścia, który nazywa się KOJCE.

Fundacja, która uparcie zbiera pieniądze na kojce, musi równocześnie utrzymywać Podopiecznych w hotelikach i chce jak największą liczbę młodszych psów z Rachowa ulokować w hotelikach, by dać im szansę na znalezienie domu. Hoteliki są kosztownym, lecz najlepszym rozwiązaniem, ponieważ psy są tam uczone dobrych manier, chodzenia na smyczy, obserwowane przez opiekunów, a z doświadczenia wiem, że ludzie o wiele chętniej adoptują psy z hoteliku niż bezpośrednio ze schroniska.

I to by było na tyle, jak mawiał profesor Stanisławski, kończąc wykłady o wyższości Świąt Wielkanocnych nad Świętami Bożego Narodzenia.
Kto czuje wyższość psiego staruszka szczęśliwego i sytego nad staruszkiem umierającym w piaskowym dołku, niech włączy się do ratowania staruszków tak, jak chce i potrafi.
Tylko błagam - nie wszczynajcie akcji "Ciepła buda dla Ori"!
Pomimo przeogromnej miłości do zwierząt jeszcze jestem kobietą... 




A tak wygladają kojce i tak mniej więcej (koszmarnie) kosztują:






środa, 21 września 2011

Smuteczek umarł


Smuteczek, najsmutniejszy staruszek w schronisku, umarł dzisiejszej nocy. Po wielu latach - tak wielu, że opiekunka nie potrafi ich policzyć - tkwienia na łańcuchu, po dniach spędzanych w ulubionym dołku, w którym niewidomy pies czuł się bezpiecznie, po nocach przespanych w zimnej wilgotnej budzie,
po godzinach snów, w których uciekał przed oprawcą zamierzającym go powiesić, zasnął po raz ostatni
i wierzę, że obudził się szczęśliwy po drugiej stronie nieba i żaden zły sen i strach już go tam nie dosięgną.
Smuteczek żył na tym świecie co najmniej 18 lat, a schroniskowy łańcuch był tą lepszą stroną jego życia. Lepszą, bo pozbawioną strachu, z mniej lub bardziej pełną miską i zawsze czułym dotykiem opiekunki.
Nie zdążył się dowiedzieć, że kilka dni temu ktoś otworzył dla niego serce i DOM.
Był już zbyt słaby, żeby narażać go na długą podróż.
Umarł.
Spóźniliśmy się.




Pozostałe staruszki łańcuchowe w schronisku w Rachowie mają niewielkie szanse na przeżycie zimy.
Konieczne są lekarstwa, karma, a przede wszystkim KOJCE. Tylko kojce z drewnianą podłogą i ciepłymi budami ochronią schorowane stare łapy przed mrozem i śniegiem.
Przynajmniej kilka staruszków ma szansę na nowe dobre życie w Domu Tymianka, ale do tego niezbędna jest budowa KOJCÓW.





                                                  Może tym razem się nie spóźnimy?