wtorek, 26 maja 2009

O suczce, która sama znalazła sobie dom




































Trzy lata temu na skraju naszej malowniczej mazowieckiej wioski pojawiło się niewielkie stworzenie, które wyglądem przypominało czarny sfilcowany sweterek. Sąsiadka Ori zidentyfikowała stworzenie jako psa i domyślając się po jego przeraźliwej chudości, że od dawna nic nie jadło, zaczęła nosić mu jedzenie. Sweterek zamieszkał na wielkiej kupie gruzu i śmieci, którą była przyozdobiona opuszczona posesja. Pochłaniał codziennie ogromne ilości pokarmu, które zdawały się nie mieścić w jego małym ciałku, był jednak tak przerażony, że nie pozwalał nikomu zbliżyć się do siebie. Ori pierwszy raz w życiu spotkała psa tak skrzywdzonego, że bał się podejść nawet do niej. Sweterek po baczniejszych oględzinach okazał się suczką. Córeczka sąsiadki nazwała ją Fafką. Mijały miesiące, zbliżała się zima, a Fafka, chociaż nieco przybrała na wadze, nadal nie przestała bać się ludzi. Ori z sąsiadką zamartwiały się, co będzie w zimie. Fafka wybrała sobie zimowe schronienie osobiście: zamieszkała w budzie Bombika, psa należącego do tej właśnie sąsiadki Ori. Przychodziła do niego codziennie wieczorem, a rano wstydliwie wysuwała się z budy, ze słomą przyczepioną do futerka i wracała na swoją kupę gruzu. Kiedy suczka zanadto się zaokrągliła, stało się jasne, ze wkrótce urodzi szczenięta. Nadal nie pozwalała do siebie podejść. Sąsiadka Ori codziennie z lękiem sprawdzała, czy Fafka nie urodziła w nocy, bo szczeniaczki nie miały na mrozie szans na przeżycie. Wreszcie pod koniec stycznia, w bardzo mroźny wieczór Ori dostała szczęśliwą wiadomość: sąsiadka odkryła świeżo narodzone dzieci Fafki, a suczka bez oporu pozwoliła jej zabrać je do domu i zamieszkała z nimi w kartonowym pudle. Trzy duże, grubaśne kule, które wydała na świat Fafka, były prześliczne, a ich wygląd świadczył bardzo pochlebnie o dorodności ojca. Szczeniaki pożarły Fafkę niemal do kości, tym razem nie była podobna nawet do swetra, przypominała raczej łachman ze stracha na wróble. Szczenięta rosły szybko, jeden z piesków szybko znalazł dom, a karmienie pozostałych żarłoków przejęła Ori. Mimo codziennych wizyt, nie była łaskawie traktowana przez suczkę, Fafka próbowała raz nawet ugryźć Ori w piętę.








Znalezienie domów dla pozostałych dzieci - Różyczki i Lisa okazało się dość trudne. Sąsiadka Ori nie miała odpowiednich warunków, żeby je zatrzymać. Ori bała się o pieski, wiedząc, że mąż sąsiadki nie jest człowiekiem przesadnie delikatnym, szczególnie po nadużyciu alkoholu. Ori tymczasem stała się na wiele miesięcy bezdomna, przygarnięta przez sąsiadów wraz z kocio-psią gromadą nie mogła zabrać piesków do siebie. Szczenieta rosły, robiły się dla męża sąsiadki coraz bardziej dokuczliwe, a i ona sama straciła już zapał do opiekowania się nimi. Ori była zrozpaczona. I tak, pewnego razu, mądra Fafka po raz kolejny wzięła swój los we własne łapy. Był upalny majowy dzień. Dom, w którym przemieszkiwała Ori, miał otwarte szeroko drzwi, niezliczone psy biegały dookoła i nagle zdumiona Ori ujrzała nieśmiało zaglądającą do środka Fafkę. Fafka rozejrzała się, zobaczyła Ori siedzącą na łóżku, wskoczyła obok niej i przytuliła się. Było to niewiarygodne, bo nigdy wcześniej nie okazywała Ori żadnych przyjaznych uczuć! Po chwili do pokoju jak wicher wpadły dzieci Fafki i rzuciły się na Ori, liżąc ją po twarzy. Fafka przyprowadziła jej swoje dzieci!








Ponieważ w tym samym miesiącu w życiu Ori pojawiły się jeszcze dwa porzucone psy: Pysia i Bursztyn, Ori niniejszym podwoiła swój stan posiadania...






Teraz Fafka w niczym nie przypomina tamtego sfilcowanego sweterka. Raczej mocno wypasioną owieczkę...

niedziela, 24 maja 2009

O trudnej miłosci raz jeszcze





































Znowu deszczowo w okolicach Domu Tymianka. Psy mokną i brudzą się, szczęśliwe, a koty, po zrobieniu niezbędnego bałaganu na półkach, szczególnie w ziołowym ogródku Ori, wtulają się w siebie i w poduszki i przesypiają szare godziny. Romantyczna para, Daszeńka i Puszek, śpi zawsze w najczulszych objęciach. Najpierw ceremonia mycia pyszczków, lizanie łapek, potem koty przytulają się i wygladają na najszczęśliwszą parę na świecie. Tak jest zapewne w istocie, ale tylko przez jakiś czas. Puszek jest sybarytą i układa na miękkim pyszczku Daszy - wyobraźcie sobie - nogi! Daszeńka, jak zakochane kobiety miewają w zwyczaju, znosi to przez chwilę cierpliwie, potem nagle prycha i zaczyna się kotłowanina z użyciem takich chwytów walki, że niejeden karateka mógłby się czegoś nauczyć od słodkich kotków Ori! Jedno jest pewne: gdyby stary Szekspir znał Daszeńkę, nie napisałby pochopnie, że złośnicę można poskromić!

piątek, 22 maja 2009

Psy zaplątane w sitowie

















































































Maj jest w tym roku dosyć chłodny i deszczowy, dzięki czemu młode krzewy, które niepojętym sposobem zostały oszczędzone przez Rafika i Snupiego, pięknie kwitną, a Ori ma więcej czasu na grzebanie w komputerze i napawanie się urokiem starych zdjęć. Maj sprzed dwóch lat był bardzo szczególnym czasem dla Ori, bo wtedy właśnie opuściła swój poprzedni dom i poprzednie życie, spakowała z niego to, co najcenniejsze, czyli zwierzęta i książki i postanowiła zbudować Dom Tymianka. Był to rok obfitości pod każdym względem: Ori zaczęła go ze skromną liczbą pięciu psów i sześciu kotów, a w grudniu wprowadziła się uroczyście do Domu Tymianka z dorobkem życiowym składającym się z 14 psów i 7 kotów. Myśląc o roku 2007, Ori pojęła w pełni westchnienie wieszcza: "O roku, ów!" Dzisiaj Ori, dusząc się trochę z powodu ciężkiej przedburzowej aury, przypomniała sobie śmieszny i bardzo gorący dzień majowy roku owego, kiedy zabrała kilka swoich psów - tych, które mogły być użytkownikami dróg publicznych bez smyczy - i dwa psy sąsiadów nad wiejski, zamulony, pełen sitowia staw...

wtorek, 19 maja 2009

O deszczowych dniach i stosunku psów do nowoczesnej psychologii






















Ori w chwili słabości kupiła miesięcznik przeznaczony dla kobiet dynamicznych, ekskluzywnych i tym podobnych. Po przebrnięciu przez lekturę, kąsana wyrzutami sumienia, że tak głupio wydała 8 złotych, poczęła zastanawiać się, jak przynajmniej spożytkować nabytą tą drogą wiedzę, skoro przyjemności z czytania nie zaznała. Informacja, że w tym sezonie obowiązkowa będzie torebka w kwiatki za dwa tysiące, jakoś nie wydawała jej się przydatna. Makijaż polegający na kamuflowaniu urody - tym bardziej, Ori aż tak złego zdania na swój temat nie ma. Odpadły rady dla młodych mężatek, bo tych Ori mogłaby sama udzielać, że ho, ho! Pozostały porady psychologiczne, po zastosowaniu których Ori będzie mogła realizować indywidualne pragnienia, jednocześnie wzbogacając swój związek. Należy tylko w odpowiedni sposób - asertywnie, bez agresji, acz stanowczo - zwrócić się do partnera i co chwilę wtrącać zwrot "dla dobra naszego związku". Ori pomyślała, że być może w ten sposób przekona Pana Tymianka do wzbogacenia ich związku o małego kotka, gdyż do tej pory wszystkie argumenty - łącznie z koronnym: "Eliza ma nawet zająca, a ja co?" - rozbijały się o uparte twierdzenie Pana Tymianka: "Kochanie, mamy już sześć kotów!"






Ponieważ Pana Tymianka nie było akurat pod ręką, Ori postanowiła poćwiczyć nową technikę perswazji na kimś innym. Okazja nadarzyła się natychmiast, ponieważ po deszczowych dniach psy ze wzmożoną energią pracowały w ogrodzie i Ori nakryła Oriona i Rafika, jak pogłębiały kopany od tygodni wąwóz. Z rozmowy z Orionem zrezygnowała od razu - wiadomo było, że wszystkie oracje Ori ma on tam, gdzie ogon zaczyna swą szlachetną nazwę. Ale Rafik, młody jeszcze i nie całkiem zepsuty, sprawiał wrażenie otwartego na propozycję rozmowy. Położył się przed Ori i wpatrzył się w nią ogromnymi czekoladowymi oczami.






-Rafik - zaczęła Ori - Dla dobra naszego związku chciałabym cię prosić, żebyś przestał kopać doły, bo codzienne ich zasypywanie ogranicza moją wolność osobistą i zmusza do rezygnacji z zajęć, które pozytywnie stymulowałyby mój rozwój!






Rafik pokazał kilka zębów w uśmiechu, który jako żywo przypomina uśmiech Retta Buttlera z "Przeminęło z wiatrem", a potem w geście rezygnacji zasłonił pyszczek łapą. Ori, zachęcona tym przejawem skruchy, przemawiała dalej, dopóki nie zauważyła, że to bezczelne zwierzę... po prostu zasnęło!






Ori uznała to za pewien rodzaj sukcesu - ostatecznie, śpiący pies nie kopie dołów... Z zastosowaniem metody na Panu Tymianka postanowiła się jednak wstrzymać do czasu jej udoskonalenia. Może w następnym numerze będą jakieś wskazówki?

piątek, 15 maja 2009

O kanapie i dobrych manierach














































Kiedy wieczorem Ori i Pan Tymianka zasypiają, czule objęci i przywaleni stertą kotów, snują marzenia, że kiedy już będą bogaci, to wyrzucą drabinę prowadzącą na poddasze, zbudują prawdziwe schody i taką prawdziwą sypialnię z zamykanymi drzwiami i wtedy Ori będzie mogła pod kołdrą wyprostować nogi bez obawy, że podrapie ją zniecierpliwiona tym Malwinka. Dom Tymianka jest niewielki i kanapa w pomieszczeniu zwanym w projekcie "salonem" na noc przekształca się w całkiem wygodne łoże wymoszczone poduszkami i mięciutką kołdrą, a wiadomo, że takim atrakcjom nie oprze się żaden normalny pies. Nie wspominając o kotach, które cały dom traktują jak swoją osobistą przestrzeń, a gdy mają ochotę przespać się na głowie Ori, czynią to bez żadnego skrępowania. Dom Tymianka jednakże jest miejscem, w którym zwierzętom wpaja się dobre maniery - na przykład, nie karmi się ich przy stole, o czym wiedzą wytrwalsze czytelniczki. Psom nie wolno także wchodzić na kanapę, szczególnie, gdy przybiera ona swą postać łóżkową. Ori popiera ten zakaz całym sercem, ale owo surowe serce topnieje jej pod bursztynowym spojrzeniem Oriona, więc wymyśliła kruczek prawny: na kanapie wolno leżeć psom chorym lub ZMĘCZONYM!







Jakiś zmęczony pies zawsze się w Domu Tymianka znajdzie... Dla relaksu robi więc sobie okład z kota, a często kilka zmęczonych stworzeń tworzy taki zawiły węzełek, że trudno od razu odgadnąć, kto się w niego wplątał...

czwartek, 14 maja 2009

Kaliny i wspomnienia





































Kwitną kaliny, ukochane krzewy Ori. W Domu Tymianka, a raczej w ogrodzie pełnym czworołapnych architektów krajobrazu, młodziutki żywopłot z kalin, świdośliw, aronii i pęcherznic z trudem opiera się działaniom psiej gromady pełnej życiowej energii. Pan Tymianka stosuje malownicze zasieki z patyków, sznurka i drutów, dzięki którym lekko tylko zmasakrowane kaliny zakwitły dużymi białymi kulami na wiotkich łodyżkach. Ori przyłapała Rafika i Snupiego nad kontemplowaniem smaku kalinowych kwiatów, tak zwodniczo podobnych do nieosiągalnych kurczątek u sąsiada zza płotu, a tak rozczarowujących dla podniebienia!








Ori w oczekiwaniu na dorodność krzewów kalinowych pozostaje wspominać cudownie kwitnące kaliny w zaprzyjaźnionym godpodarstwie, w którym odwiedzała małego Bartka i grupkę kotów...