niedziela, 2 maja 2010

Radość, wielka radość!




























































































































Tymoteusz ma dom! Własny, prawdziwy Dom z Panią, Panem, Małą Dziewczynką i Suczką!
I z ogromnym ogrodem do biegania, pełnym trawy, drzew, a przede wszystkim malutkich rododendronów znakomitych do obsikiwania.
Śliczna, mocno obrażona suczka ma na imię Grappa. Stała przyklejona do nóg Pana i robiła paskudne miny w stronę Tymoteusza. Taki afront spotkał Tymka chyba po raz pierwszy w życiu, gdyż do tej pory suczki szalały z zachwytu na jego widok. Na szczęście, był tak zajęty bieganiem po ogrodzie i pokazywaniem swojej Pani, jaki jest śliczny, piękny, cudny, uroczy, wesoły, inteligentny, wspaniały, rozkoszny i milutki, że zachowanie Grapci nie złamało mu serca.
Ori poznała najpierw Pana, gdy kilka dni wcześniej przyjechał do domu tymczasowego Tymka, by spojrzeć w bursztynowe oczy psa, który zauroczył Panią na zdjęciach.
Po spotkaniu Ori powiedziała ponuro do Pana Tymianka:
- Ten facet mi się przyśnił. Takich ludzi nie ma naprawdę!
Od wtorku do soboty biedna Ori była przekonana, że obudzi się z pięknego snu o Tymoteuszu i uwierzyła ostatecznie, że Pan i Pani są prawdziwi dopiero wtedy, gdy zostawiła w ich rękach przeszczęśliwego, roześmianego od nosa po oklapnięte uszy Tymka.










poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Kuba w zaczarowanym ogrodzie











































































































































Pamiętacie Kubę? Brunatnego Kubę o miodowych oczach, który całe życie - osiem, może dziewięć lat - spędził uwiązany zardzewiałym łańcuchem do budy ze zmurszałych desek?
Tego Kubę, który do budy wpuszczał kury, pozwalał wyjadać kotom jedzenie ze swojego garnka i którego smutne spojrzenie przez kilka lat odprowadzało Ori, gdy wpadała do niego, by go nakarmić, pogłaskać i szepnąć w okrągłe śmieszne ucho: "Obiecuję, że cię kiedyś stąd zabiorę!"
Dość burzliwe i pogmatwane były te lata w życiu Ori i dlatego Kuba czekał na spełnienie obietnicy aż pięć lat.
W listopadzie Kuba pojechał do domu - nie "nowego domu", lecz po prostu do domu, w którym jest szczęśliwy, kochany, rozpieszczany. Bywa nawet niegrzeczny - kiedy nie udało mu się dosięgnąć kawałka ciasta ze stołu nakrytego w ogrodzie, obrażony obsikał tulipany.
Uśmiechnięty, szczęśliwy, rozpieszczony Kuba!