wtorek, 10 listopada 2009

Melisa na dobry nastrój






























































































Dobroczynne działanie melisy jest powszechnie znane. Ori zapewnia Was jednak, że niczym jest melisa wobec Melisy! Śliczna, mięciutka, rozpieszczona Melisa powinna być zapisywana na receptę na smutki nie tylko listopadowe.
Zdjęcia nie są zbyt dobre, poza tym widać na nich urodę zielonej psiej kanapy, ale spójrzcie na to litościwym okiem i "zażyjcie" odrobinę Melisy na dobry nastrój!











niedziela, 8 listopada 2009

Madonna w niebieskim płaszczu













































































































Marznie Madonna
w płaszczu niebieskim.
U stóp Madonny drży pies.
Uroń, Madonno,
nad pieskiem tym łezkę.
Nade mną uroń też...
Od razu krzepiące wyjaśnienie: piesek, którego Ori spotkała siedzącego pod kapliczką, był dobrze odżywionym mieszkańcem pobliskiego domu i nie drżał bynajmniej - drżenie to już licentia poetica w wykonaniu Ori.
Ale przy innej kapliczce mógł siedzieć inny pies, więc prośba do Madonny zawsze może się przydać... Szczególnie jednak może się przydać w odniesieniu do Ori, która postanowiła stawić czoła listopadowej aurze i dosmucić. Czy ktoś pamięta Dosmucacza z Kabaretu Starszych Panów? Niezwykła ta postać za niewielką opłatą dosmucała obywateli ogarniętych czczą radością. Ori jako jednostka szlachetna podejmie się roli Dosmucacza zupełnie za darmo. Zgromadziła w tym celu pęk fotografii późnojesiennych przesiąkniętych mgłą i deszczem, dołożyła przeraźliwie smutny wierszyk, lecz jeśli ktoś czuje się jeszcze niezbyt dokładnie dosmucony, to Ori ma specjalny rarytas: fragment poezji straszliwie tchnącej rozpaczą. Kiedy bowiem Ori miała lat w porywie do 16, mniej więcej od końca września trzaskała jeden po drugim wiersze przepełnione bólem istnienia (w tym wieku ból istnienia jest dotkliwy, prawda?), w których roiło się od spadających w błoto liści, nagich gałęzi smaganych wichrem i tym podobnych potworności.
I oto Ori, szperając po pudłach i szufladach ze skarbami, trafiła na wersy, które ją - po latach! - zdumiały i prawie spadła z krzesła ze śmiechu, czytając tchnące ostatecznym przygnębieniem słowa:
w parku rozdeszczona szarość czyha,
w lasach umierają stare grzyby.
Ori nie potrafi wytłumaczyć, skąd u niej wtedy wzięła się ta głęboka empatia wobec starych grzybów, ale ma nadzieję, że zostaliście dosmuceni w stopniu, który Was zadowala.
Na upragniony koniec propozycja odsmucenia. Nie ma lepszego odsmucacza niż wesoła reklama, Ori jednak nie zareklamuje się tym razem jako pełna szczęścia osoba, która po założeniu cudownej lokaty w banku umyła się wreszcie mydłem i wszystko to zakąsiła gadającą margaryną
Nie. Ori zareklamuje swój wesoły utwór - nie przesadzajmy, że od razu literacki - umieszczony na wspólnym blogu Gospodyń Wiejskich www.zieloneliteratki.blogspot.com.
Ponieważ Ori dostała mnóstwo maili z wyznaniami, że osoby czytające o Anieli wpuszczającej dusze do nieba płakały ze śmiechu, nie widzi powodu, aby nie zareklamować tej uroczej opowiastki. Opowiadania pozostałych Gospodyń są dużo mądrzejsze, ale smutne, więc każdy może znaleźć dla siebie coś miłego "do poczytki"










czwartek, 5 listopada 2009

Czy Tymianek jest kotem szczęśliwym?










































































































































Tymianek ma urodziny. Skończył 5 lat! To niepojęte dla Ori, która wciąż uważa go za małego kotka.
Ori zresztą każde zwierzątko w domu uważa za malutkie, co bardzo napiętnuje w niej Pan Tymianka. Bezskutecznie. Szczególnie napiętnuje stosunek Ori do "malutkich szczeniaczków", Rafika i Snupiego, które właśnie skończyły 2 lata, no i Pan Tymianka rwie kędzierzawe włosy z głowy, kiedy słyszy tłumaczenia Ori, że pieski są "za małe, żeby spać w budzie".
Kiedy Tymianek został przyniesiony przez Ori do domu, był rzeczywiście maleńki jak rękawiczka. W domu Ori mieszkały już jego starsze siostry: Broszka i Bianka, więc Tymianek starał się je we wszystkim naśladować, a wiele rzeczy było naprawdę trudnych, na przykład spanie na kaloryferze!
Siostry Tymianka nie należały do najcierpliwszych i najłagodniejszych, ale maluszek nie na próżno był synem Kitki - najmądrzejszej i najdzielniejszej kotki świata! Nie bał się nikogo, a w razie potrzeby potrafił pokazać siłę swojej łapki.
Tymianek, który przez 5 lat przeżył wiele dobrych chwil i nieco trudnych także, otoczony miłością i troską (no, dobrze, nadmierną, Ori się przyznaje), posiadacz własnego domu, własnej Ori, własnego Pana Tymianka, własnego terenu łowieckiego (przywłaszczył sobie) oraz własnej gromady towarzyszy (z tego jest chyba mniej zadowolony), jest chyba kotem szczęśliwym.
Czy zgadzacie się z tym?
A teraz mały szantażyk emocjonalny: są koty zdecydowanie, stanowczo, bardzo, bardzo nieszczęśliwe. Umierają z głodu, zimna i z powodu chorób i okaleczeń. Zanim umrą, straszliwie cierpią.
Kilkaset takich kotów - kilkaset!!! - egzystuje, po życiem trudno to nazwać, w zamkniętej niedawno stoczni gdyńskiej. Kilkaset kotów umiera tam z głodu.
I tu sedno szantażyku emocjonalnego: jeśli lubicie dom Tymianka, jeśli lubicie tu zaglądać i cieszyć oczy i umysły (Ori, ale walnęłaś!) opowieściami o zwierzętach szczęśliwych, udzielcie jakiejkolwiek, nawet drobnej pomocy kotkom stoczniowym.
Zróbcie Tymiankowi urodzinowy prezent:-)
Ten link Ori otrzymała od cudownej dziewczyny, Moniki, która działa w fundacji Viva! i uratowała życie setek stworzeń. Niestety, nie pcha się na pomniki tak jak Ori i dlatego mało kto o tym wie!















wtorek, 3 listopada 2009

Jesienny spacer z przyjaciółką











































































































Przyjaciółka Ori nie ma imienia. Mieszka w starej stodole z szarą młodszą siostrą. Obok stoi zbita z krzywych desek buda, do której uwiązany jest przyjaciel Ori, brunatny Kuba.
Przyjaciółka Ori jest bardzo wyrozumiała i wybacza Ori jej dziwactwa, na przykład sposób spoglądania na świat przez szkiełko, do którego Ori stale przykłada oko. Po zjedzeniu swojej porcji mięska, przyniesionej przez Ori, kotka myje z wdziękiem pyszczek i na płocie pozuje do zdjęć swojej przyjaciółce. A potem idą obie na spacer. Miło jest zanurzyć łapki w grubym dywanie dębowych liści i mrużyć oczy, gdy późnym popołudniem promienie słońca ścielą się nisko i stają się miodowe i pomarańczowe.
Miło jest mieć małą białą przyjaciółkę, z którą można ukryć się przed światem w miejscu, które zamieszkują na pewno dobre wróżki...