sobota, 24 kwietnia 2010

W Petrykozach

















































































Czas zagalopował się w smutku. Umarł ktoś wyjątkowy. Wojciech Siemion. Wybitny aktor i jeden z niewielu, który był Mistrzem Słów, Czarodziejem w interpretowaniu poezji, kimś niepowtarzalnym w świecie kultury. O tym będzie się wspominać w miejscach znaczniejszych niż blog tymiankowy, lecz Ori ośmieliła się zadedykować Panu Wojciechowi te słowa nie tylko z powodu swej ogromnej sympatii i szacunku dla Niego, a przede wszystkim dlatego, że miał czas i serce dla zwierząt, Jego dworek w Petrykozach był zawsze merdający i zaszczekany...
Malutki prywatny skansen, który stworzył Pan Wojciech, jest miejscem, które Ori od lat z pasją fotymiankuje, bo od pierwszego wejrzenia zapadło jej w serce. Trudne do znalezienia, ukryte wśród sadów jabłkowych, baśniowe...
Pusto bez Pana, Panie Wojciechu...










piątek, 23 kwietnia 2010

Tymczasem Pucuś...






























































































Tymczasem Pucuś to już właściwie Pucek! Ori odwiedziła go po trzech tygodniach w psim hoteliku (odległym, niestety, o ponad 80 km) i zamiast szczeniaczka o miękkiej sierści zastała młodzieńca obdarzonego wielkim urokiem i temperamentem. Pucuś jest zachwycony życiem, ruchem, powietrzem, zabawą i gonitwą. Bardzo nie lubi mieszkac w kojcu, ale zamiast gryźć z rozpaczy własny ogon, jak liryczno - melancholijny Tymoteusz, próbuje po prostu rozgryźć kojec i osiąga zdumiewające rezultaty.
Pucuś tęskni za prawdziwym domem równie mocno jak Tymek. Przytula się i patrzy w oczy z ufnością: zabierzesz mnie stąd? Będziesz mnie zawsze kochać? I dodaje z błyskiem w smolistych ślepkach: innych psów w domu sobie nie życzę! Bardzo lubię miłe suczki, takie jak Tina, ale chcę być jedynym, najukochańszym Pucem swojego pana!
Mała śliczna Tina, która wybrała się z nami na spacer, też bardzo marzy o własnym domu, z kórego nikt już jej nie wyrzuci na ulicę i nie odda z powrotem do hoteliku po dwóch dniach, bo "państwu" się znudziła. Jest urocza, łagodna, delikatna i czeka...











wtorek, 20 kwietnia 2010

Tymczasem...





































































Tymczasem nadeszła wiosna. W sąsiedztwie urodziło się dziecko, nic sobie nie robiąc z grzmotów surm żałobnych przewalających się nad ojczyzną. A Dom Tymianka musi się uporać ze swoimi zmartwieniami.
Tymoteusz, uśmiechnięty Tymoteusz nie zniósł zamknięcia w kojcu w psim hoteliku i z rozpaczy
i tęsknoty za bliskim kontaktem z człowiekiem obgryzł sobie do kości ogonek, pokaleczył łapy i pyszczek. Ori była zmuszona natychmiast zabrać go z hotelu i umieścić w miejscu, gdzie będzie miał troskliwą opiekę po częściowej amputacji ogona. Ori udało się znaleźć dom tymczasowy dla Tymka, a stresu z tym związanego nie życzy nawet swoim wrogom. Chociaż... Ori, nie bądź taka święta, niektórym życzysz... szczególnie babsztylowi, który zrobił Tymkowi operację w taki sposób, że po zdjęciu opatrunku po trzech dniach okazało się, że ogonek już gnił...
Smutny, okropnie wychudzony Tymoteusz podbił serce nowego opiekuna wdziękiem i niewiarygodną wprost potrzebą czułości. Jest grzeczny, pogodny, próbuje bawić się z maleńką suczką yorkiem gospodarzy, a w czasie zmiany opatrunku dał się ujarzmić dwóm silnym mężczyznom i nie nastąpiło to, czego Ori najbardziej się bała - że lecznica legnie w gruzach.
Tymoteusz marzy o domu, z którego wreszcie nie będzie wyrzucony ani wywieziony w kolejne miejsce, jego biedne serce przywiązuje się do nowych ludzi i nie rozumie, dlaczego ci ludzie nie chcą tego serca na zawsze...
Tymczasem zwierzęta z Domu Tymianka ciężko pracują. Jeśli ktoś sądzi, że psy leżą na piasku opite drinkami z papierowymi parasolkami, które donosi im Ori, bardzo się myli. Na to jest jeszcze za zimno!
Zwierzęta z Domu Tymianka pracują dla dobra swych braci. Fetka została "twarzą" kampanii Vivy o 1 procent, Róża - naczelny pies proszalny - wyprasza adopcje dla zwierząt schroniskowych, a koty karmione przez Ori w ogródkach działkowych przypominają o potrzebie sterylizacji.
Myślicie, że przyjemnie tak wisieć na plakatach w deszcz i słońce? Zwierzęta z Domu Tymianka są jednak pełne poświęcenia!






środa, 14 kwietnia 2010

Bezdomne koty nie biorą udziału w demonstracjach














































Bezdomne koty warszawskie nie wiedzą, że umarł Człowiek, któremu opiekunowie i karmiciele kotów zawdzięczają bezpłatne talony na sterylizację i przydziały bezpłatnej karmy.
A gdyby nawet wiedziały, to i tak nie poszłyby na żadną demonstrację za ani przeciw miejscu, w którym rodzina Pana Lecha Kaczyńskiego chce Go pochować. Ani nie wzięłyby udziału w żadnej dyskusji na temat Jego zasług, błędów, zalet czy wad.
Ori przypuszcza, że pomyślałyby: Dobrze, że byłeś, odpocznij teraz. Dziękujemy!
P.S. Podziękowanie w imieniu bezdomnych kotów złożyła przed Pałacem Prezydenckim przyjaciółka Ori z Vivy.









sobota, 10 kwietnia 2010

W Domu Tymianka też smutek

Podobny dzień zdarzył się niemal dokładnie 5 lat temu. Wtedy smutek zapanował z powodu odejścia jednej Osoby, którą wszyscy kochali, a przynajmniej szanowali i podziwiali.
Dzisiaj zginęli ludzie, których często nie lubiliśmy, na których się złościliśmy za ich decyzje i zawsze byliśmy od nich mądrzejsi. Przed naszymi telewizorami.
A teraz ich opłakujemy i nasz smutek jest szczery.
Nie zapomnijmy o tym smutku zbyt prędko...

czwartek, 1 kwietnia 2010

Tymianek - baranek wielkanocny



































































Kochani!

Wszystkie zwierzęta w domu Tymianka mają drugie, trzecie i piąte imiona. Tymianek był nazywany często Jagniątkiem z racji swego łagodnego usposobienia, więc rolę Baranka w koszyku wielkanocnym spełni znakomicie.
Tymianek umarł 1 grudnia 2009 roku i wielu Czytelników nie wie, być może, dlaczego nasz dom tak śmiesznie się nazywa. Bo kiedyś, dawno, dawno temu, wymyśliłam sobie kotka o takim imieniu i dom, w którym będzie mieszkać wiele zwierząt. Tymianka nie ma już z nami, ale jego imię jak duszek opiekuńczy patronuje Domowi Tymianka - malutkiej fundacji, która jest na razie niewiele większa od średnio wyrośniętego kota;-)
Wielkanoc jest dla chrześcijan śwętem zwycięstwa Życia na Śmiercią, więc do tegorocznego koszyka wkładam okruszki, które zebrałam od poprzednich świąt Wielkiej Nocy. To Fetka, Groszek, Melisa, Dymek, Filip, Kuba, Saba, Kiciuniek, Tymoteusz, Pucuś. Z tych kilku okruszków nie udałoby się ulepić porządnej baby wielkanocnej, to jednak są moje symbole zwycięstwa Dobra nad Złem.
W radiu usłyszałam taką opowieść z ust księdza Bonieckiego: W obozie koncentracyjnym wieszano małego żydowskiego chłopca, bardzo lubianego przez towarzyszy. Pętla była za szeroka na jego chudą szyję, chłopiec nie mógł umrzeć, tylko dusił się w straszliwym bólu przez długie minuty. Ktoś z patrzących, nie potrafiąc powściągnąć rozpaczy, krzyknął: Gdzie jest teraz Bóg?
Ktoś odpowiedział: Bóg jest na tej szubienicy.
Wierzę, że Bóg BYŁ na szubienicy tym umierającym chłopcem i JEST teraz każdym maltretowanym dzieckiem, zakatowanym psem, umierającym z głodu kotem.
Albo jest właśnie taki, albo nie ma Go wcale. Wybieram pierwszą wersję. Cokolwiek przecież uczyniliśmy jednemu z braci naszych najmniejszych, Jemu to uczyniliśmy.
Przyjmijcie zatem od Domu Tymianka koszyk z okruszkami jako nasze podziękowanie za Waszą obecność, pomoc, przyjaźń, cierpliwość. To są także Wasze okruszki - Wy to uczyniliście.
Wesołego Alleluja!
Ori