Osoby sędziwe, czyli te, które dorastały w poprzednim stuleciu - ba, w poprzednim tysiącleciu nawet! - pamiętają może małą pyzatą dziewczynkę w wielkich okularach i z ciemnymi kucykami, która śpiewała: "Gdy był mały, to znalazłam go w ogródku i wyglądał jak czterdzieści dziewięć smutków. Taki mały, taki chudy, nie miał domu ani budy...". Pyza z kucykami to była Natalka Kukulska, a tekst Ori cytuje z pamięci, więc za ilość smutków w piosence nie ręczy.
Rudolf wygląda jak sto czterdzieści dziewięć smutków.
Przez większość życia był bezdomnym pieskiem, przyłączył się do grupy bezdomnych ludzi, a ostatnie sześć lat spędził w schronisku. Jest staruszkiem drobniutkim i kruchym, na długich pajęczych, powyginanych na różne strony nóżkach, które bolą przy każdym kroku. Ma chore, powiększone serce, chorą watrobę i łzawiące, ledwo widzące oczy. Prawdopodobnie są w jego organizmie jakieś zdrowe części, ale Ori nie wie, jakie.
Wczoraj wprowadził się do domu Tymianka z torbą lekarstw większą niż on sam. Przyjechał z odległego miasta, ledwo żywy ze strachu i pozwolił się wziąć na ręce jak szmaciana laleczka.
W domu rozejrzał się po kątach i kotach, zjadł ciepły obiadek i ułożył się na psim matercu, na którym przyjmował powitalne wizyty Melisy, Fafki, Nuki i Fetki. Nuka, która opiekuje się każdym małym bezradnym stworzeniem, miała nie lada problem: opiekować się czy nie? Mały jest, bezradny też, ale to na pewno nie dziecko! Postanowiła się nie opiekować.
Psy - na czele z Orionem, który popełnił czyn haniebny: próbował ugryźć Rudusia w ogon! - zostały wyrzucone do bud i przedsionków, aby mogły tam w spokoju przemyśleć swoją postawę i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Psy - na czele z Orionem, który popełnił czyn haniebny: próbował ugryźć Rudusia w ogon! - zostały wyrzucone do bud i przedsionków, aby mogły tam w spokoju przemyśleć swoją postawę i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
W niedzielny poranek Ruduś obudził się w doskonałym humorku i zapominając o chorych łapkach, przez kilka godzin przeganiał po domu koty, szczekając wcale donośnie, a w końcu wesoły ten staruszek... ugryzł Biankę w ogon!
Skąd wziął się w domu Tymianka rudy pogromca kociego ogona?
Ori wypatrzyła go przed Bożym Narodzeniem na Allegro. Po co tam w ogóle grzebała, Bóg raczy wiedzieć. Przyrzekła wszak solennie Panu Tymianka, że żaden nowy pies progu tego domu nie przekroczy!
Ori znalazła jednak kruczek prawny, który pozwolił jej z czystym sumieniem obietnicę ową... zmodyfikować. Spotkał ją bowiem wielki zaszczyt i radość: została zaproszona do współpracy przez Stowarzyszenie Viva! - wspaniałą organizację, która ocaliła tysiące, setki tysięcy zwierzęcych istnień. Miała zamiar natychmiast pochwalić się tym na blogu, ale śmierć Tymianka i inne wydarzenia opóźniły ten chwalebny moment. O swojej pracy dla Vivy Ori opowie innym razem, bo kto się dzisiaj przez tyle linijek tekstu przekopie?!
Ori jako jednostka odpowiedzialna i obowiązkowa - to taki żarcik, oczywiście - uznała, że skoro piastuje godność współpracownika Vivy, powinna wyszukać i przygarnąć największe psie nieszczęście, o jakim usłyszy. Kiedy zobaczyła malutkiego rudego pieska ze sterczącymi śmiesznie na boki uszami, przestała szukać.
Pozostało zatem tylko zastosować na Panu Tymianka szantażyk emocjonalny (obrzydliwy i skuteczny) rozpoczynający się od zdania: Kochasz mnie?, a kończący pokazaniem zdjęcia pieska, którego ktoś bez sensu nazwał Rudolfem.
Pan Tymianka reaguje wprawdzie na takie pytanie błyskotliwą ripostą: A co chcesz sobie załatwić?, jednak Ori ma w takich przypadkach przygotowany przeraźliwie niewinny błękit oczu, z którego emanuje niebiańska czystość intencji i tym powala przeciwnika na łopatki.
I tak sto czterdzieści dziewięć smutków opakowanych w drobny pyszczek i śmiesznie sterczące uszy przyjechało do domu Tymianka.