niedziela, 13 lutego 2011

Dużo miłości i naleśników


Julka, Miłek, Orion i inne Miodowookie z domu Tymianka życzą Wam miłości mocnej, prawdziwej i zdrowej jak miód. Lis, oczywiście, też by życzył, ale takie dzisiaj słoneczko, że... sami rozumiecie.
A wszystkim zwierzętom, dla których w wielu miastach przeszły dzisiaj marsze Nie-Milczenia, Miodowookie życzą, aby wszystkie zwierzęta, no wszystkie, nawet koty i duże psy i sarny - byle tylko nie podchodziły zbyt blisko ogrodzenia! - były tak kochane i miały przynajmniej takie szczęśliwe życie jak zwierzęta w domu Tymianka. A najlepiej - dużo, dużo szczęśliwsze.
Lis postuluje, żeby wszystkie psy codziennie dostawały grube, puszyste, pachnące naleśniki. Z jogurtem owocowym.
Bardzo dużo naleśników!

piątek, 11 lutego 2011

Zimowy bukiet Podopiecznych



Oto zimowy bukiet Podopiecznych prawie w komplecie.
Śnieżny Borys z ukochaną Lili, zamyślona, zawsze trochę smutna Tara, uroczy i nieśmiały mini-wyżełek Teddy, Misiek o tajemniczych wschodnich oczach, Bono wiecznie strojący miny i piękny uśmiechnięty Tosiek.
Z wyjątkiem Tośka, który spędzał życie przykuty do łańcucha (i którego "właściciel" szczęśliwie przeniósł się w zaświaty) i z wyjątkiem także połańcuchowej Daszy, wszystkie psy błąkały się, porzucone na ulicach miasteczek i na polnych drogach, przerażone, zagłodzone, często - jak Bono i Tara - ciężko chore.
Borys i Lili w czasie wspólnych wędrówek dorobili się ślicznej córeczki, która teraz rządzi w filii domu Tymianka, a być może, dzieci było więcej, tylko po prostu nie przeżyły.
Wena (nieobecna na tej sesji zdjęciowej) dla odmiany, została wraz z ośmiorgiem maleńkich szczeniąt zamknięta w opuszczonej komórce, żeby tam sobie spokojnie umarła z głodu. Troje dzieci istotnie umarło, reszta szczęśliwie ocalala, nabrała sił i od kilku miesięcy rozrabia we własnych domach.
Każdy pies ma za sobą tragiczną historię i każdą historię Ori opisuje do znudzenia w podobny sposób: "w ostatniej chwili", "cudownym zrządzeniem losu", "wielkie szczęście, że ktoś..." i tak dalej. Tych psich historii
przewinęło się przez Dom Tymianka ponad pięćdziesiąt i to jest tak, jakby się w pudełku miało pięćdziesiąt klejnotow, albo - jeszcze lepiej - czekoladek.

Po tym, jak Ori pokazała cudowną przemianę Daszy (no własnie, znowu cudowną, Ori musisz popracować nad słownictwem), otrzymała wiele komentarzy sławiących jej:
a) szlachetność
b) anielskość
c) nadzwyczajność
d) i takie tam

Bardzo słuszne uwagi, bardzo. Piszcie tak jeszcze. Nie omieszkjcie przy tym dodawać, że Ori jest ponadto wybitnie inteligentna, genialna w dowolnie wybranych dziedzinach, znakomicie gotuje i jest nimfą cudnej urody (nie widzieliście, więc co Wam szkodzi).
Póki jednak w Ori pęta się resztka uczciwości, musi uczynić ważne sprostowanie. Otóż, Dasza swą przemianę w pięknego i radosnego psa w stu procentach zawdzięcza swojej opiekunce w hoteliku, Małgosi.
Rola Ori w procesie doprowadzania Podopiecznych do zdrowia i kwitnącego wyglądu jest znikoma.
Przede wszystkim Ori oddaje się gwałtownej żebraninie (wyłudzaniu, wypraszaniu, wyjęczaniu) pieniędzy na utrzymanie Podopiecznych oraz sławieniu ich piórem i obrazem, czyli namolnemu pisaniu o nich, gdzie się tylko da i pokazywaniu ich jak najpiekniejszych fotografii.
Codzienny trud opieki, karmienia, czesania, uczenia chodzenia na smyczy przejmują opiekunowie hotelików i jak widać po stanie Podopiecznych, wykonują tę pracę znakomicie.
I tu dla Ori nieco gorzka pigułka do przełknięcia: kiedy odwiedza Podopiecznych, psy łaskawie pozwalają się głaskać i chwalić, raczą się nawet poprzytulać i pójść na spacerek, ale z miłoscią i wdzięcznością patrzą na swoich opiekunów, biedną Ori mając w nosie.
Ori wiele razy wyrażała wobec psów oburzenie, rzucając im prosto w te radosne błyszczące nosy przemówienia takiej mniej więcej treści: "Pucuś, ty głąbie, ja ci życie uratowałam, a ty mnie masz w nosie!",
a żaden z tych bezczelnych niewdzięczników nigdy nie zaprzeczył!
Ponieważ własne psy traktują Ori także w kategoriach pogłaszcz-nakarm-umyj miski-usmaż nalesniki, Ori doskonale zna swoją pozycję w stadzie i na skrzydłach swej rzekomej "wielkości" raczej się nie wzniesie.

wtorek, 8 lutego 2011

Czy to jest Dasza???


Czy to jest Dasza? Ależ skąd, to nie Dasza. To DASZA!
Wielki puchaty grubas w aksamitnym futrze. Tak prezentuje się Daszeńka po 3 miesiącach pobytu w hoteliku. Zdjęcia były robione 9 stycznia. A na dole dla porównania Dasza w pażdzierniku, zaraz po wyzwoleniu z łap oprawcy: szkielet na wysokich łapach, zakończony ogromną głową z przesmutnymi brązowymi oczami.
Dasza jest już zdrowym, wesołym, pięknym psem i zaczęła rozglądać się za własnym domem.
Ze względu na swoj rozmiar i temperament najszczęśliwsza będzie w domu z ogrodem.
Jest bardzo przyjazna wobec psów, uwielbia ludzi i musi znaleźć najwspanialszy dom na świecie.
Po prostu musi i już!

Dobrych wieści ciąg dalszy: Sonia pojechała do swojego wytęsknionego domu!

Bardzo gorąco dziekuję za wszystkie dobre slowa w komentarzach i w mailach, to miód i cytryna na przeziębioną duszę!

P.S. techniczny: proszę osoby, które zamówiły kalendarze i jeszcze ich nie dostaly, o kontakt mailowy, jutro stanę się posiadaczką pakietu tych dzieł i będę je mogła wysłać.

niedziela, 6 lutego 2011

Przytulić Kiciuńka


W domu jest najcudowniej, najcieplej, najnieporządniej, najniegrzeczniej, najhałasliwiej, najnieznośniej.
W domu mozna przytulić Kiciunka, a rano trudno się wygrzebać spod pięciokota, ktory najtroskliwiej opiekuje się swą ukochaną, wreszcie odzyskaną maskotką Ori (bo nikt jej za "panią" nie uważa, oczywiście)
Ulubiona maskotka zwierzątek z domu Tymianka wrociła wprawdzie mocno osłabiona i obolała, ale najważniejsze, że jest i mozna jej wreszcie wchodzić na głowę.
16 stycznia w domu Tymianka bylo wielkie święto z jedną świeczką na torcie - to znaczy, miało byc, ale Ori spędziła ten dzień podlączona do kroplówki zamiast do szampana - otóż, dokładnie rok temu przyjechał do nas Kiciuniek. Kiciuniek tak wówczas chory i slaby, że Ori drżala o każdy przeżyty przez niego dzień.
Rok, cały dobry rok z Kiciunkiem to trudna do opisania radość, chociaż radość tę rozumieją wszystkie osoby, ktore były w domu Tymianka i widziały rudego wzruszającego staruszka.

Kłopot stylistyczny.
Kłopot stylistyczny polega na tym, ze Ori chciałaby podziękować Przyjaciołom i zyczliwym osobom za to, co zrobiły dla niej w czasie choroby, co robią i co zapewne jeszcze robić będą, bo zły los tak całkiem jeszcze sobie nie poszedł. Dlaczego tutaj dziękować? Bo są to osoby, które czytają blog tymiankowy, a niektore piszą wlasne, bardzo lubiane blogi. Niektore z tych osób stanowczo zabroniły ori pisać i opiewać ich chwalebne czyny (szkoda). No to nie opieje.
Natomiast kłopot polega na tym, żeby podziękowania nie zabrzmiały jak na rozdaniu Oskarów.
To może lepiej poczekać na powrót nadwątlonych mocy intelektualnych? A jeśli nie wrócą?
No wlaśnie, kłopot.

Dobre nowiny o Podpiecznych
Seria szczęśliwych adopcji: we wlasnych domach są już Pączek, Leni, Bajka oraz malutki Okruszek!