czwartek, 21 października 2010
Bonifacy
Bonifacy.
Delikatny jak pianka na kawie.
Patrzy na świat z przekrzywioną ze zdziwienia główką, podobny do wdzięcznej napuszonej sówki.
Bardzo polecany na jesień.
Istotny P.S. dodany po przeczytaniu komentarzy: Bonifacy NIE SZUKA domu!
piątek, 15 października 2010
Jesienna obfitość
Maleńka brązowa suczka z oczami jak wielkie mokre kasztany urodziła ośmioro dzieci w ogródku działkowym nad Zalewem Zegrzyńskim. Jakim cudem maleństwa przetrwały pierwsze dni życia na gołej ziemi w temperaturze spadającej w nocy poniżej zera, pozostanie tajemnicą Opatrzności.
Ktoś z sąsiednich działek zauważył pieski, dzwonił po rozmaitych fundacjach, które nie mogły lub nie chciały pomóc i w końcu metodą łańcuszkową trafił do Domu Tymianka. Wspaniałe dziewczyny, Marta i Kasia, pojechały pod wskazany adres i przewiozły psią rodzinę do hoteliku (Ori jako kobieta luksusowa nie prowadzi samochodu i z ciepłym Kiciuńkiem na kolanach organizuje takie akcje na odległość. Trzeba umieć się urządzić).
Malutka Tili w osobnym zacisznym hotelowym kojcu dzielnie opiekuje się dziećmi, zjada ogromne porcje karmy i jest nadzieja, że wkrótce z jej cudownych oczu zniknie to potworne przerażenie...
Pies, który patrzy na świat błękitnymi oceanami smutku, umierał pod płotem podwarszawskich Markach. Składał się z trudno policzalnej ilości ran, poszarpanego ucha, i z szarego, bardzo brudnego futerka. Wypatrzyły go wolontariuszki Vivy, zabrały do lecznicy, gdzie ucho zostało natychmiast operowane i gdzie dowiedziały się, że psu zostałoBY kilkanaście godzin życia: umierał z powodu ran i wysokiej gorączki. Dorota i Ola nazwały psa Mieszko, a ponieważ nie miały dokąd go zabrać, Ori wystąpiła w swojej tradycyjnej roli ostatniej deski ratunku i Mieszko pojechał do hoteliku jako podopieczny Domu Tymianka.
Takie są te historie psiego smutku. Dwie z serii jesiennych obfitości.
Psie smutki leczą się z ran i złych wspomnień i czekają na DOMY.
A zanim do nich trafią, bardzo proszą o pomoc w utrzymaniu (hoteliki, karma, dalsze koszty leczenia, szczepienia itp)
poniedziałek, 11 października 2010
Błękitne oceany smutku
Pochyl się nad nim: łapy, uszy,
w sercu czterdzieści cztery rany.
Może rozświetlą twoją duszę
smutne błękitne oceany...
niedziela, 10 października 2010
czwartek, 7 października 2010
Jeszcze wrześniowe smutki i radości
Ach, ten wrzesień trudny i pochmurny!
Ori podejrzewa jednakowoż, iż Czytelników żadne psie nowiny nie zainteresują, skoro na pierwszym zdjęciu mają tak śliczną dziewczynę w ślubnej sukni!
To nie Ori, niestety, jest uroczą panną młodą i nie Pan Tymianka (siłą rzeczy) stoi obok niej.
To Julita i Piotr, którzy w tak ważnym i pięknym momencie swego życia pamiętali o tych, którzy szczęśliwi są trochę mniej - o bezdomnych zwierzętach - i zarządzili ślub pokarmowy, czyli karmę dla psów i kotów przynoszoną przez gości zamiast kwiatów. Dom Tymianka wplątała w to Ania zwana sekutnicą (podobno życzy sobie przez małe "s"), kobieta wielkiej urody, wielkiego serca i wyjątkowo małomówna. To taka ploteczka o Ani przy okazji. Ślub odbył się 11 września, a dary już dawno zostały zjedzone przez Podopiecznych w hoteliku, o czym Ori z powodów najróżniejszych nie zdążyła napisać wcześniej.
Ludzie, ta nowa świecka tradycja jest wspaniała, mądra, propagujcie ją i krzewcie! Tony targanego na śluby kwieciwa, które są później zmorą sal weselnych i najczęściej więdną, poutykane w wiadra i garnki, można zamienić na coś, co dla kogoś potrzebującego jest po prostu BEZCENNE. Karma dla zwierząt, przybory szkolne, książki itp. - szczególnie teraz, po tak tragicznych powodziach potrzeby są ogromne! Mnóstwo wykrzykników na koniec, a wnioski wyciągnijcie sami.
Wrzesień w Domu Tymianka to zwierzęta, zwierzęta, zwierzęta. Wszystkie szczeniaczki uratowane przez psie anioły już mają własne domki! Był moment szczególnie trudny, gdy maleńki Tobiś złamał łapkę, która źle zaopatrzona przez weterynarza, zaczynała puchnąć i baaardzo boleć. Od czego jednak cudowny osobisty Doktor, pan Tomasz, który dał się Ori zatargać do hoteliku (90 km w jedną stronę),
uratował łapeczkę i zaszczepił i pooglądał resztę towarzystwa, która szczepień bądź oględzin wymagała. Tobiś przeniósł się natychmiast do domu tymczasowego, w którym rezyduje Tunia, a po tygodniu znalazł własny wspaniały dom i rządzi w nim różowym noskiem i wsadzoną w gips i skarpetkę łapką.
Śliczny Arionek, a zaraz potem Tania i Tina również opuściły grono Podopiecznych Domu Tymianka.
A znani Wam dobrze Dorian, Bono, Wena i Nela, a także Tosia ciągle czekają na swoje szczęście...
Piękny wilk Dorian WIDZI!!!!!! Utrata wzroku spowodowana była całkowitym wycieńczeniem organizmu i awitaminozą (są jeszcze jakieś fachowe nazwy na to, ale Ori nie zapamiętała)
Miłością Doriana jest piłeczka i biega za nią jak szczeniak.
Bono leczy chore łapy, czuje się coraz lepiej i bardzo tęskni za własnym ciepłym domem...
A z nowymi Podopiecznymi jest tak: zacznij od trzęsienia ziemi, a później powoli stopniuj napięcie.
Trzęsienia ziemi noszą ładne imiona Sonia i Tosiek, a stopniowane napięcia... to już powoli, po kolei, a czytanie tylko po zaopatrzeniu się w zapas chusteczek do nosa!
Ważne! 4 października nasi Bracia Mniejsi (jacy oni tam mniejsi!) mieli swoje święto, a październik od dawna jest miesiącem poświęconym zwierzętomi i w związku z tym prośba do osób, które lubią Dom Tymianka i pracują bądź posiadają dziatwę w szkołach, by poszły w ślady nieocenionej Kaprysi i urządziły zbiórki karmy lub pieniędzy dla bezdomnych zwierząt.
W październiku łatwiej nakłonić do tego dyrektorów szkół, a i dzieciom taka lekcja wrażliwości nie zaszkodzi. Oczywiście, szkoły w Szczecinie czy Przemyślu nie będą zbierały karmy dla Domu Tymianka, ale głodujących zwierząt jest wszędzie pod dostatkiem i wszędzie, wszędzie czekają na ciepłe miski!
Jeśli ktoś, szczególnie z okolicWarszawy, zechce wlączyć się w taką akcję, to proszę o kontakt.
Ori może się osobiście pofatygować i wystąpić jako eksponat (jeszcze żywy), coś zagadać, opowiedzieć, chociaż raczej zaleca w takich wypadkach swoje zdjęcie po obróbce fotoszopem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)