piątek, 10 grudnia 2010

Błogi spokój w domu Tymianka...


... nie trwał długo.
Dzieci Tili pojechały do swoich domków. Trudno uwierzyć, jaki huragan energii mogą wytworzyć takie malutkie bąbelki. Po ich wyjeździe w domu Tymianka zapanował rozleniwiający spoookój. Ponieważ jednak Ori tęskniła za wichrzycielami po cichutku, dobra Opatrzność zwróciła jej szybciutko jednego pieska, który, jak się okazało, uczulał swoją nową panią. Fakt, ilość kupokałużek wytwarzanych przez takie maleństwo może uczulić największego twardziela.
Ponieważ Opatrzność jest nie tylko dobra, lecz także hojna, dorzuciła do synka Tili małą puchatą kuleczkę.
Misia urodziła się w lesie niedaleko Warszawy i błąkała się razem ze swoją mamą i ojcem, albo raczej ojczymem po ulicach i uliczkach podwarszawskiej mieściny przez kilka miesięcy. I żeby oszczędzić Wam rzewnych opisów - psia para zamieszkała w hoteliku, a córeczka w domu Tymianka.
Ponieważ zaś Opatrzność jest nie tylko hojna, ale wręcz rozrzutna, do hoteliku przyjechał także niejaki Misiek zgarnięty pod Wyszkowem i tak oto Dom Tymianka wzbogacił się o czwórkę nowych Podopiecznych!
Ciąg dalszy prezentów pod choinkę nastąpi...

piątek, 3 grudnia 2010

Goście w domu Tymianka


Zobaczcie, jacy prześliczni goście zawitali do dom Tymianka.
Tak, tak, dzieci Tili są już nie TROCHĘ duże, ale OKROPNIE duże i zupełnie bez mamy pojadą do nowych domków. Tymczasem zaparkowały w domu Tymianka i w ciągu dnia są uroczymi słodkimi króliczkami, a nocami zmieniają się w bezwględnych oriżerców - nie chcą spać, chcą się bawić, merdać, jeść, robić kupki/siku/kupki/siku/kupki/siku i tak w kółko.
Tili już zamieszkała we własnym domu i jeszcze najchętniej mieszka pod stołem, ale powoli nabiera zaufania do swojej nowej rodziny. Trójka dzieci Tili też u siebie, a piątka oriżerców wkrótce będzie dręczyć nowych opiekunów.
Pusto bez nich będzie...

niedziela, 28 listopada 2010

Aniela na smutki, pierwszy Pyszczek już w Warszawie i uśmiech Pączka na deser


W taki niedzielny, pokryty pierwszym śniegiem poranek należą się nam dobre wiadomości, prawda?
Pierwszy Pyszczek z Kielc dojechał szczęśliwie do Warszawy!
To młodziutka prześliczna sunia, miodowobrązowy (prawie) jamniczek długowłosy. Spryciara po drodze załatwiła sobie dom tymczasowy i zamieszka u pani Magdy, wolontariuszki fundacji Pod Psim Aniołem. Na razie maleństwo zostało w szpitaliku, w którym zostanie gruntownie zbadane, zaszczepione i wysterylizowane. Sunia jest bowiem w ciąży. W "schronisku" kieleckim psy nie były sterylizowane, suki rodziły szczenięta w przepełnionych boksach i... nie, dzisiaj pozwalamy sobie na radość z powodu uratowanej suczki i przez chwilę nie myślimy o sprawach tragicznych.
Sunia szuka kochającego domu, wsparcia finansowego na badania i sterylizację, a także IMIENIA!
Magda chciała ją nazwać Migotką, ale jako że posiada już Migotkę w swoich "zbiorach", zaproponowała konkurs na imię. Prosimy o szybkie propozycje, bo trzeba imię wpisac do książeczki!
Jeszcze nie ma nowych zdjęć suni, tylko to jedno ze schroniska.

Ori natomiast zaprasza do spotkania ze znaną już niekórym czytelnikom Anielą:
http://www.anielawniebie.blogspot.com/

Aniela jest następstwem złych cech charakteru Ori, przede wszystkim jej zwyrodniałej wyobraźni i upiornego poczucia humoru. A samą Ori chroni jak dotąd skutecznie przed popadaniem w długotrwałe stany depresyjne, które przy ustawicznym stykaniu się z potwornymi zwierzęcymi nieszczęściami są pewne jak amen w pacierzu, jak mawiały nasze prababki.

A na deser ogromny słodki uśmiech Pączka!
Uwierzcie, że niezwykle trudno jest fotografować Pączka ulatującego w powietrze, wibrującego i rozmerdanego, dlatego zdjęcia są niezbyt wyraźne. Pączek nadrabia zły czas łańcuchowy, a swoją opiekunkę obdarzył natychmiast gorącą miłością!

piątek, 26 listopada 2010

Zróbmy sobie prezent na Święta!

 


Przeczytajcie

"Wysyłamy do Państwa ten mail w związku z najświeższym "odkryciem" wyjątkowej brutalności i zorganizowanego, zalegalizowanego przez władze miasta Kielce, dręczenia zwierząt.
Fundacja EMIR walczy w obronie tych, którzy sami bronić się nie potrafią. Coraz częściej udaje nam się uzyskać wyroki skazujące dla osób łamiących ustawę o ochronie zwierząt i z premedytacją znęcających się nad zwierzętami.
Byliśmy w schronisku w Kielcach, udokumentowaliśmy to, co tam zobaczyliśmy. Dokumentacja jest wstrząsająca. Martwe psy, których przyczyny śmierci napewno nie można nazwać "naturalną" - tak chude że żołądek przyrósł im do grzbietu, poranione psy, z oderwanymi kawałkami ciała, psy z połamanymi żebrami, psy które odeszły w męce z pianą na pysku - lista jest długa...
Rozmawialiśmy z władzami Miasta Kielce, doszliśmy do "porozumienia" - co z tego, gdy nikt tego "porozumienia" nie realizuje. Patrzymy bezsilni, jak w schronisku nadal panuje nosówka, jak psy padają - zagryzione przez swoich współtowarzyszy niedoli lub od kopnięć niecierpliwego personelu.... Jak suki szczenią się w ogólnych boksach i matki nie są w stanie zapewnić maluchom ochrony przed głodną czeredą....
Schronisko kieleckie to państwo w państwie, gdzie rządzą lokalne układy socjalne.
Nie jest to jedyne takie schronisko w kraju - ale jest w pewnym sensie najważniejsze.
Jeśli teraz tej walki nie wygramy, jeśli ta masakra będzie nadal trwać, wysyłamy wyraźne sygnały, ze dręczenie zwierząt jest akceptowane, "nieoficjalnie zalegalizowane".
Dlatego musimy dołożyć wszelkich starań aby stworzyć precedens, aby pokazać Polsce i światu, że nie akceptujemy dręczenia zwierząt. Musimy poprawić warunki zwierząt w schronisku, a co się z tym wiąże - wymienić całkowicie personel - nikt chyba nie wierzy, ze osoba, ktora kiedys kopała psa, nagle przestanie to robić.
Sami nie damy sobie z tym rady - potrzebujemy Państwa pomocy.
Prosimy o napisanie listu w tej sprawie do najwyższych władz RP - Pana Prezydenta i Pana Premiera. Nie petycji - a własnego, osobistego listu. Od siebie.
Prosimy również o powiadomienie o tym fakcie Prezydenta Kielc - nie wierzymy, że dobrowolnie wpłynie on na zmianę sytuacji - miał do tego wiele okazji - ale może naciski "z góry" sprawią, że jednak zabierze się za to bardziej energicznie.
Prosimy o przekazanie tego maila dalej. O robienie "hałasu" wszędzie, gdzie się da - w prasie, radio, telewizji, wszędzie gdzie Państwo mają dojście.
Schronisko w Kielcach to plama na naszym sumieniu. Milczenie jest bierną akceptacją.
Mail zajmie tylko parę minut, nie musi być długi. Ale własny. Bardzo prosimy. Teraz, nie jutro.
Poniżej podaję adresy mailowe:
Pan Prezydent RP - listy@prezydent.pl
Pan Premier RP - kontakt@kprm.gov.pl
Pan Prezydent Kielc - zofia.biel@um.kielce.pl
Prosimy również o podpisanie petycji w tej sprawie do prezydenta Kielc  http://www.petycje.pl/
Dziękujemy Państwu w imieniu tych, którzy sami bronić się nie potrafią.

Poniżej - bieżąca informacja o schronisku w Kielcach:

"Jesteśmy ich głosem,
ich wołaniem o godne traktowanie,
o miłość i spokojne miejsce na Ziemi!"

Z poważaniem
Hanna Michnik"

 Dom Tymianka przyłącza się do apelu fundacji Emir i bardzo prosi pomoc dla udręczonych psów z mordowni kieleckiej. Poświęćcie trochę czasu, by napisać "panom prezydentom", jaką hańbą dla ich wielce czcigodnych urzędów jest dręczenie i mordowanie najlepszych wszak "przyjaciół człowieka".
Petycje są bardzo ważne, ale dopóki te ocałałe psy tkwią w łapach dotychczasowych pracowników "schroniska", ich sytuacja nadal jest zła. Wolontariusze i organizacje broniące zwierząt, nareszcie dopuszczone na teren mordowni, robią wszystko, co w ludzkiej mocy, by
pomóc psom, ale potrzebują naszej pomocy.
Dlatego mały DomTymianka nadyma się na wielką akcję pod tytułem
ZRÓBMY SOBIE PREZENT NA ŚWIĘTA!
co przetłumaczone na ludzki język oznacza: przygarnijmy jednego, dwa, kilka psów pod opiekę
Domu Tymianka. Jeśli każda odwiedzająca blog tymiankowy osoba - a zakładam, że bywają tu tylko osoby życzliwe i wrażliwe na los zwierząt - wpłaci przynajmniej 10 zł na psie konto tymiankowe, to kilka psów szybko opuści schronisko i w hoteliku (albo i na kanapie obok Kiciuńka,
a co) poczuje, co znaczy psie szczęście.
Nie wahajcie się, 10 zł to niewielka suma, a dla zagłodzonego, bitego, udręczonego stworzenia będzie to nie "nowe życie", lecz po prostu życie.
Na zdjęciach kilkanaście pyszczków spośród 99, które ocalały, a przynajmniej tylko 99 zdjęć udało mi się znaleźć.

P.S. Jutro jeden z wyżej pokazanych pyszczków przyjeżdża do hoteliku:-)