czwartek, 17 lutego 2011
poniedziałek, 14 lutego 2011
Miłość potrzebna od zaraz!
Puszek i Groszek jako duet proszalny w układzie własnym!
Duet proszalny w suicie "Miłość potrzebna od zaraz".
Miłośćod zaraz potrzebna jest każdemu, ale niektórym istotom szczególnie.
Posłuchajcie:
Misia (bardzo podobna do Melisy z domu Tymianka, co zresztą nie jest żadnym argumentem w tej historii) była kotką domową, przez kilka lat lubianą - kochaną? - a później wyrzuconą na bruk.
Pierwszą zimę przeżyła w śmietniku, a że śmietnik nie każdemu służy, ciężko się rozchorowała.
Pewna Pani znalazła kotkę, odratowała, wyleczyła (wiele tygodni walki), odkarmiła, zrobiła przytulne gniazdko w piwnicy. W trakcie leczenia okazało się, że kotka miała złamaną wcześniej miednicę.
Misia - domowa kotka mieszkająca w piwnicy, śliczna jak marzenie, łagodna i bardzo spokojna, nie straciła nawyków kotki domowej - w ogóle nie wychodzi ze swojego kartonowego mieszkanka, załatwia się do kuwetki i jest bardzo, bardzo samotna.
Jej Opiekunka - z uzasadnionych względów - nie może zabrać Misi do siebie, chociaż bardzo tego pragnie. Piwnica nie jest odpowiednim domem dla kota - z oczywistych względów - szczególnie dla kotki tak szczególnej, ponadto na wiosnę planowany jest remont pomieszczeń budynku, a to dla Misi śmiertelne niebezpieczeństwo. Każdy, kto kiedykolwiek opiekował się piwnicznymi kotami, wie, ile może zdziałać taka dziarska ekipa z kilofami i innymi wesołymi narzędziami.
Koteczka jest naprawdę kotem idealnym, zaprzeczeniem rozwydrzonego siedmiokota z domu Tymianka
i wystarczy jej do życia niewielki, byle własny i bezpieczny kącik i dużo ludzkiej czułości.
Misia przyjaźni się z innymi kotami, więc może być towarzyszką domowego miłego kota.
Kotka mieszka w Olsztynie, ale do dobrego domu odwieziemy ją w każdy zakątek Polski!
niedziela, 13 lutego 2011
Dużo miłości i naleśników
Julka, Miłek, Orion i inne Miodowookie z domu Tymianka życzą Wam miłości mocnej, prawdziwej i zdrowej jak miód. Lis, oczywiście, też by życzył, ale takie dzisiaj słoneczko, że... sami rozumiecie.
A wszystkim zwierzętom, dla których w wielu miastach przeszły dzisiaj marsze Nie-Milczenia, Miodowookie życzą, aby wszystkie zwierzęta, no wszystkie, nawet koty i duże psy i sarny - byle tylko nie podchodziły zbyt blisko ogrodzenia! - były tak kochane i miały przynajmniej takie szczęśliwe życie jak zwierzęta w domu Tymianka. A najlepiej - dużo, dużo szczęśliwsze.
Lis postuluje, żeby wszystkie psy codziennie dostawały grube, puszyste, pachnące naleśniki. Z jogurtem owocowym.
Bardzo dużo naleśników!
sobota, 12 lutego 2011
piątek, 11 lutego 2011
Zimowy bukiet Podopiecznych
Oto zimowy bukiet Podopiecznych prawie w komplecie.
Śnieżny Borys z ukochaną Lili, zamyślona, zawsze trochę smutna Tara, uroczy i nieśmiały mini-wyżełek Teddy, Misiek o tajemniczych wschodnich oczach, Bono wiecznie strojący miny i piękny uśmiechnięty Tosiek.
Z wyjątkiem Tośka, który spędzał życie przykuty do łańcucha (i którego "właściciel" szczęśliwie przeniósł się w zaświaty) i z wyjątkiem także połańcuchowej Daszy, wszystkie psy błąkały się, porzucone na ulicach miasteczek i na polnych drogach, przerażone, zagłodzone, często - jak Bono i Tara - ciężko chore.
Borys i Lili w czasie wspólnych wędrówek dorobili się ślicznej córeczki, która teraz rządzi w filii domu Tymianka, a być może, dzieci było więcej, tylko po prostu nie przeżyły.
Wena (nieobecna na tej sesji zdjęciowej) dla odmiany, została wraz z ośmiorgiem maleńkich szczeniąt zamknięta w opuszczonej komórce, żeby tam sobie spokojnie umarła z głodu. Troje dzieci istotnie umarło, reszta szczęśliwie ocalala, nabrała sił i od kilku miesięcy rozrabia we własnych domach.
Każdy pies ma za sobą tragiczną historię i każdą historię Ori opisuje do znudzenia w podobny sposób: "w ostatniej chwili", "cudownym zrządzeniem losu", "wielkie szczęście, że ktoś..." i tak dalej. Tych psich historii
przewinęło się przez Dom Tymianka ponad pięćdziesiąt i to jest tak, jakby się w pudełku miało pięćdziesiąt klejnotow, albo - jeszcze lepiej - czekoladek.
Po tym, jak Ori pokazała cudowną przemianę Daszy (no własnie, znowu cudowną, Ori musisz popracować nad słownictwem), otrzymała wiele komentarzy sławiących jej:
a) szlachetność
b) anielskość
c) nadzwyczajność
d) i takie tam
Bardzo słuszne uwagi, bardzo. Piszcie tak jeszcze. Nie omieszkjcie przy tym dodawać, że Ori jest ponadto wybitnie inteligentna, genialna w dowolnie wybranych dziedzinach, znakomicie gotuje i jest nimfą cudnej urody (nie widzieliście, więc co Wam szkodzi).
Póki jednak w Ori pęta się resztka uczciwości, musi uczynić ważne sprostowanie. Otóż, Dasza swą przemianę w pięknego i radosnego psa w stu procentach zawdzięcza swojej opiekunce w hoteliku, Małgosi.
Rola Ori w procesie doprowadzania Podopiecznych do zdrowia i kwitnącego wyglądu jest znikoma.
Przede wszystkim Ori oddaje się gwałtownej żebraninie (wyłudzaniu, wypraszaniu, wyjęczaniu) pieniędzy na utrzymanie Podopiecznych oraz sławieniu ich piórem i obrazem, czyli namolnemu pisaniu o nich, gdzie się tylko da i pokazywaniu ich jak najpiekniejszych fotografii.
Codzienny trud opieki, karmienia, czesania, uczenia chodzenia na smyczy przejmują opiekunowie hotelików i jak widać po stanie Podopiecznych, wykonują tę pracę znakomicie.
I tu dla Ori nieco gorzka pigułka do przełknięcia: kiedy odwiedza Podopiecznych, psy łaskawie pozwalają się głaskać i chwalić, raczą się nawet poprzytulać i pójść na spacerek, ale z miłoscią i wdzięcznością patrzą na swoich opiekunów, biedną Ori mając w nosie.
Ori wiele razy wyrażała wobec psów oburzenie, rzucając im prosto w te radosne błyszczące nosy przemówienia takiej mniej więcej treści: "Pucuś, ty głąbie, ja ci życie uratowałam, a ty mnie masz w nosie!",
a żaden z tych bezczelnych niewdzięczników nigdy nie zaprzeczył!
Ponieważ własne psy traktują Ori także w kategoriach pogłaszcz-nakarm-umyj miski-usmaż nalesniki, Ori doskonale zna swoją pozycję w stadzie i na skrzydłach swej rzekomej "wielkości" raczej się nie wzniesie.
czwartek, 10 lutego 2011
wtorek, 8 lutego 2011
Czy to jest Dasza???
Czy to jest Dasza? Ależ skąd, to nie Dasza. To DASZA!
Wielki puchaty grubas w aksamitnym futrze. Tak prezentuje się Daszeńka po 3 miesiącach pobytu w hoteliku. Zdjęcia były robione 9 stycznia. A na dole dla porównania Dasza w pażdzierniku, zaraz po wyzwoleniu z łap oprawcy: szkielet na wysokich łapach, zakończony ogromną głową z przesmutnymi brązowymi oczami.
Dasza jest już zdrowym, wesołym, pięknym psem i zaczęła rozglądać się za własnym domem.
Ze względu na swoj rozmiar i temperament najszczęśliwsza będzie w domu z ogrodem.
Jest bardzo przyjazna wobec psów, uwielbia ludzi i musi znaleźć najwspanialszy dom na świecie.
Po prostu musi i już!
Dobrych wieści ciąg dalszy: Sonia pojechała do swojego wytęsknionego domu!
Bardzo gorąco dziekuję za wszystkie dobre slowa w komentarzach i w mailach, to miód i cytryna na przeziębioną duszę!
P.S. techniczny: proszę osoby, które zamówiły kalendarze i jeszcze ich nie dostaly, o kontakt mailowy, jutro stanę się posiadaczką pakietu tych dzieł i będę je mogła wysłać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)