wtorek, 12 stycznia 2010
sobota, 9 stycznia 2010
Zadymka i zamach stanu
Zima się złości! Zamieć, zadymka, zawieja - słowa, które ostatnio zdawały się istnieć tylko w starych książkach - zapanowały nad światem i spowiły gęstym białym całunem okolicę!
Pan Tymianka spowił się zatem w ciepłe szaty i bez radosnych pieśni na cześć zimy począł odśnieżać drogi i dróżki ogrodu. Saba oszalała z radości! Wpadała w wyrzucane wysoko przez Pana Tymianka wielkie porcje śniegu i w powietrzu rozbijała je na fontanny tryskające białym puchem. Z oblepionym śniegiem pyszczkiem wyglądała jak wojowniczo nastawiony do świata Aborygen.
Pozostałe psy pomagały, jak umiały. Atakowały łopatę, wbiegały Panu Tymianka pod nogi, kotłowały się, przepychały, hałasowały i wirowały szybciej niż płatki śniegu.
I wtedy Lis postanowił wykorzystać sytuację i dokonać zamachu stanu. Lis posturę ma niepozorną, lecz ducha hetmańskiego. Od pewnego czasu uwiera go świadomość, że szefem stada jest Miłek, najstarszy wiekiem - nie licząc Saby, ale baby się tu akurat nie liczą - i stażem pies w domu Tymianka. Lis postanowił zatem jasno wyrazić swoje uczucia i przy okazji zmienić ten stan rzeczy, mierząc jednak siły na zamiary, jak nakazuje wieszcz, do ataku napuścił Bursztyna, którego siła fizyczna idzie w parze z janosikowym usposobieniem - chętnie zabiera bogatym i dzieli się z biednymi. W rezultacie makiawelicznych działań Lisa Miłek i Bursztyn wylizywały rany po krótkim boju, a Lis pozostał nie draśnięty i, jak obawia się Ori, nietknięty wyrzutami sumienia.
Miłek jest smutny. Po dziewięciu latach panowania po raz pierwszy ktoś ośmielił się zaatakować Króla! Ori upiekła swoje najlepsze ciasteczka, bo co w takiej sytuacji skuteczniej pocieszy psa?
czwartek, 7 stycznia 2010
środa, 6 stycznia 2010
Cuda, cuda ogłaszają!
Cuda rzadko się zdarzają na naszym dość smutnym świecie, więc jeśli Opatrzność jakiś cud od czasu do czasu zechce sprawić, to trzeba go koniecznie radośnie rozgłaszać!
Ten cud nie przydarzył się Ori, tylko Pani Magdzie, a przede wszystkim cudnej małej suczce i jej czworgu dzieciom. Ori jednak szybko przytaszczyła archanielską trąbę i otrzepała z kurzu białą szatę, by obwieścić wszem i wobec tę dobrą nowinę.
A historia właściwie prosta i krótka: Pani Magda wybrała się w Nowy śnieżny Rok z rodziną i psami do lasu pod Płockiem i tam w wykopanej pod drzewem jamie znalazła niedużą suczkę z czworgiem dzieci. Maluchy były ciepłe i opite mlekiem, lecz ich matka już prawie umierała z głodu. Kilka dni później... nie, nie, to miała być dobra nowina!
Sunia pozwoliła się wziąć na ręce, całe towarzystwo zostało więc zapakowane do samochodu i zabrane do domu. Otoczone troskliwą opieką pieski miewają sie doskonale.
Pani Magda zatrzyma mamę szczeniąt na zawsze, nie jest w stanie jednak pomieścić całej rodziny, dla maluchów szuka więc kochających domów. Główka biała, biszkoptowa i łaciata to bardzo urodziwe panienki, a ciemnoszary grubas jest chłopakiem.
Pieski mieszkają w Płocku. Zdjęcia są autorstwa Pani Magdy i Ori otrzymała zgodę na ich pokazanie.
Jeśli ktoś z Czytelników ma w domu puste miejsce, które tęskni za pieskiem, to jest proszony o wyrażenie tej tęsknoty w komentarzu!
sobota, 2 stycznia 2010
Biały Nowy Rok
Ori wstawiła do piekarnika wigilijny sernik i... tak, wigilijny, a bo co? I nie znaczy to, że Ori obchodzi Wigilię według innego obrządku, po prostu dopiero teraz zdążyła upiec wigilijny sernik.
Prawdopodobnie można ogarnąć chaos, jaki czyni w domu i w ogrodzie - bagatela - 17 bardzo energicznych zwierzątek i do tego piec, gotować, sprzątać, prać, pisać, fotografować, pachnieć i być piękną, trzeba być po prostu geniuszem organizacji. Ori nie dość, że geniuszem organizacji nie jest, to sama jest chaosem, huraganem niezorganizowania i kataklizmem roztargnienia. To osoba, która umówiona na przykład na wyjście z domu o godzinie 12, za pięć dwunasta biega po domu w bieliźnie i krzyczy: nie mam co na siebie włożyć! Pan Tymianka wprawdzie bardzo sobie to bieganie chwali, niemniej jednak próby Ori zmierzające do ujarzmienia własnej natury kończą się zawsze żałośnie.
Przed Wigilią natomiast - tą kalendarzową - kiedy normalne kobiety ozdabiają swoje domy i pieką te wszystkie cudowne pierniczki, Ori zaplątała się w kilka pisch historii, na przykład w pomoc w szukaniu domu dla maleńkich suczek z podkieleckiej wsi. Dwa maleństwa wielkości naparstków i ich niewiele większa mama przymarzały do ziemi na podwórku pewnego, nazwijmy to łagodnie, człekokształta. Karmione przez litościwą sąsiadkę, nie umarły z głodu, lecz ich sytuacja była rozpaczliwa. Utworzył się łańcuszek ludzi dobrej woli, w łańcuszku brały udział następujące miasta: Kielce, Toruń, Warszawa oraz Dom Tymianka, na razie bez praw miejskich.
Rezultat niezliczonych maili, telefonów, niepokoju jest wspaniały: oba szczeniaczki Wigilię spędziły w swoich nowych domach w Warszawie.
Los wynagrodził Ori za dobre serce i dzień przed Wigilią, gdy sprawy szczeniaczkowe zostały załatwione, a zamówione opowiadanie o koniu pofrunęło do czasopisma, w domu Tymianka zepsuło się urządzenie zwane hydroforem czy jakoś podobnie i dom na tydzień został pozbawiony wody. Poza tym, że było to upiorne doświadczenie, Ori nie musiała piec i gotować i zaręcza, że żadne wcześniejsze święta nie miały tak dobrego wpływu na jej figurę.
Teraz dom pachnie sernikiem, a Ori zastanawia się, czy przyjemniej jest otrzymywać życzenia noworoczne od osób bliskich, od których się człowiek życzeń spodziewa, czy od zupełnie nieznajomych, którzy zadali sobie trud napisania tylu serdecznych, dobrych słów? Na szczęście, nie trzeba wybierać! Wszystkim Ori bardzo, bardzo dziękuje...
Subskrybuj:
Posty (Atom)