poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Śpieszmy się cieszyć zwierzętami
Śpieszmy się cieszyć
zwierzętami
póki są z nami!
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzieli na apel o ratowanie życia Okruszka.
Po badaniach krwi i moczu okazało się, że wątroba Okruszka jest w tragicznym stanie, dostał natychmiast specjalistyczną karmę, a na środę zaplanowane jest usg, po którym będzie można ustalić dalszy tok leczenia.
piątek, 8 kwietnia 2011
Okruszek - najbardziej skrzywdzony staruszek na świecie
Gdyby Ori zaproponowała przyjaciołom odwiedzającym dom Tymianka albo nawet czytelnikom blogu tymiankowego, by wyobrazili sobie psa, przy którym Kiciuniek wygląda jak spasiona baryłka, to chyba niewiele osób poradziłoby sobie z takim zadaniem.
A jednak taki pies istnieje. I wybaczcie tę potwornie kiczowatą metaforę: serce Ori pękło na milion kawałków, kiedy Okruszek podszedł do niej na chwiejnych pajęczych nóżkach, chudy brudny szkielecik
z całym smutkiem świata w bezradnych zamglonych oczkach i przytulił się do niej nieśmiało.
Takiej kruchej małej istotki nie można było nazwać inaczej niż Okruszkiem.
Znany fragment losów Okruszka składa się z samych potworności. Wiadomo, że w zimie przymarzł do ziemi, a jakiś litościwy facet odniósł go do lecznicy, by psa zreanimować i zabrać potem na łańcuch.
Dobroczyńcę przegnano, a piesek spędził dwa miesiące w LECZNICY WETERYNARYJNEJ, w której nie zrobiono mu żadnych badań ani szczepień, nie obcięto nawet pazurów (zdjęcia są niedobre, ale dopatrzycie się na nich stanu pazurków). Okruszek ma tylko kikut ogonka, który sprawia wrażenie, jakby ogon oderwano lub odgryziono (nie w lecznicy, oczywiście). Na noc wypędzano pieska do składu z węglem, ponieważ "złośliwie robił kupy, sikał, puszczał bąki i śmierdział" (to niedokładny cytat z forum poświęconego psom w potrzebie). Po jednej takiej nocy znaleziono go związanego sznurkiem w kontenerze ze śmieciami. I tyle na ten temat.
Staruszek Okruszek jest bardzo chory, trzeba mu jak najszybciej usunąć wszystkie zęby, ma chore serce
i kto wie, czy w ilości chorób nie przegoni rekordzisty Kiciuńka.
Na razie spędza być może pierwsze spokojne dni swego życia w hoteliku, je dobre gotowane jedzenie
i czeka na wyniki zrobionych wczoraj badań krwi i moczu, od których zależeć będzie leczenie i dieta.
Gorąco proszę wszystkich przyjaciół Kiciuńka i Domu Tymianka o pomoc w walce o życie Okruszka. To bardzo trudna walka - bo trzeba się zmierzyć ze złym czasem, który niszczył zdrowie Okruszka przez chyba kilkanaście lat i wyszarpnąć od Losu przynajmniej jeden rok dobrego życia dla tego potwornie skrzywdzonego stworzenia.
W sprawie pomocy proszę o kontakt mailowy i przypominam, że konto fundacji Viva podane wcześniej na blogu jest już nieaktualne!
wtorek, 5 kwietnia 2011
Kora i Nora
Kora i Nora to pięciomiesięczne siostrzyczki. Urodziły się na wsi jako istoty niepotrzebne.
"Właściciele" trzymali je przez jakiś czas w klatce, a kiedy suczki przestały się żywić mlekiem matki, stały się zbyt kosztowne w utrzymaniu (skórki z chleba ostatecznie nie są za darmo!), postanowili się ich pozbyć. Najprostszym i nie obciążającym sumienia sposobem jest wywiezienie psów do lasu (jesli tam umrą z głodu, to ich problem). Suczki od porzucenia w lesie uratował sąsiad, który zaczął szukać pomocy, po nitkach dotarł do kłębka, którym okazał się Dom Tymianka i maluchy zostały szczęśliwie ulokowane w hoteliku.
Nora to szeroko pojęty biszkoptowy labrador, a Kora, hm... prace nad zdefiniowaniem tej rasy jeszcze trwają.
Spójrzcie na zdjęcia z pierwszego dnia w hoteliku - ich kolejność jest bardzo istotna.
Kora i Nora muszą jak najszybciej zostać odrobaczone i zaszczepione, potrzebują też karmy szczeniaczkowej i pieniędzy na utrzymanie w hoteliku.
Jeśli ktoś z Was chce pomóc maluchom, bardzo proszę o kontakt mailowy.
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
Tara w domu Tymianka i... niespodzianka!
Tara nareszcie zamieszkała w domu Tymianka. Czyli tu, gdzie jest jej miejsce na Ziemi.
Dla Ori od początku było jasne, że Tara jest jej psem. Trochę poudawała, że szuka jej domu i powoli, po kropelce, sączyła w Pana Tymianka przekonanie, że Tara MUSI zamieszkać w domu, który jest jej pisany. Ori jest mistrzynią sączenia i w grudniu dobrze nasączony Pan Tymianka pojechał z nią po Tarę.
Wtedy jednak okazało się, że Julka bardziej potrzebuje domu. Julka to sama radość i szczęście domu Tymianka, a Ori zamierzała szybko wrócić również po Tarę, ale przykre zdarzenia losowe przesunęły decyzję o kilka miesięcy.
Tymczasem Tara w hoteliku się... podwoiła. W dość nietypowy sposób.
Karinka zimą błąkała się po mazowieckim małym mieście z dużym, starym psim przyjacielem.
Wycieńczony, kulejący i ciężko chory staruszek umarł na ulicy, zanim nadeszła pomoc, a Karinka tkwiła przy nim zrozpaczona i nie dała się nikomu tknąć. Po wielu próbach udało się ją odłowić i przewieźć do hoteliku.
Karinka śmiertelnie bała się ludzi, umierała z tęsknoty za przyjacielem i nie wiadomo, jak skończyłaby się jej historia, gdyby nie zobaczyła Tary. Tara wygląda jak bliźniacza siostra umarłego psa. Karinka przykleiła się do niej, Tara stała się dosłownie jedynym sensem jej życia.
Dobra, mądra Tara cierpliwie znosi nieustanne uwielbienie malucha, a Karinka powoli, bardzo powoli uczy się od niej machać ogonem na widok Ori i nawet liże wyciągniętą do niej rękę. O głaskaniu nie ma jeszcze mowy.
Szczęście odłożone na później lubi się podwajać. Jest takie przysłowie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)