Ori zapowiedziała psom i Panu Tymianka wielkie porządki w ogrodzie. Rozdzieliła pomiędzy Pana Tymianka a... Pana Tymianka łopaty, szpadle, grabie, sama mając szczerą nadzieję pilnie nadzorować proces przemiany chaosu pokrytego stertami gałązek i zeszłorocznych liści w naturalny acz wysmakowany ogród.
Niestety, na targu kupiła niebacznie niewinnie wyglądającą prymulkę, a wiadomo, nic tak nie kusi do fotymiankowania jak czerwony kwiatek w żółtym dzbanku na przykład, a gdy w ręce Ori wpadły jeszcze puchate kurczątka, do tego kilka uroczych przedmiocików nadesłanych do Sklepu Pod Orionem przez dobre i zdolne duszyczki, wszystkie postanowienia dotyczące pracy organicznej rozwiały się niczym wiosenny wiaterek.
Ori przygotowała sobie atelier, to znaczy, wysmarowała białą farbą kilka starych desek i w towarzystwie jak zawsze zachwyconych psów oddała się fotymiankowaniu. Tak, tak, wiele osób mogłoby zarzucić Ori powtarzalność tematu - już wielokrotnie pokazywała kulisy owegoż zdjęć wytwarzania - ale cóż, taka jest właśnie codzienność w Domu Tymianka.
Psy tym razem zachowywały się jak aniołki, niczego nie pożarły, jedynie Saba wskakiwała uparcie do ogniska, żeby ocalić z niego patyki. Za to kurczątka takie jakieś... swawolne były.
Psy tym razem zachowywały się jak aniołki, niczego nie pożarły, jedynie Saba wskakiwała uparcie do ogniska, żeby ocalić z niego patyki. Za to kurczątka takie jakieś... swawolne były.