czwartek, 14 kwietnia 2011

Ile miłości mieści się w Okruszku?



Ile miłości mieści się w takiej malutkiej garstce kosteczek?
Tego raczej nie da się zmierzyć.
Jakiego talentu trzeba, by opisać czułość, którą budzi łaciaty drobny pyszczek trącający cię ufnie nosem?
I jakiej siły, żeby zniosła świadomość, że Okruszek, dla którego wymarzyło się przynajmniej jeden cały dobry rok życia, umiera?
Nie mam ani takiego talentu ani takiej siły, ale muszę Wam napisać, że Okruszek ma raka wątroby i śledziony w stadium nieoperacyjnym.
Robimy i zrobimy wszystko, co jest możliwe, by zapewnić mu jak najdłuższe życie bez cierpień,
Okruszek jest pod opieką świetnych lekarzy, dostaje lekarstwa, dobre delikatne gotowane jedzenie, które zjada z widoczną przyjemnością. Dopóki chce jeść i interesuje się światem, daje nam nadzieję, że
chce żyć równie mocno jak my chcemy, aby żył i że zdąży zasmakować życia psa kochanego, bezpiecznego i sytego.
W hoteliku jest otoczony opieką najlepszą i najczulszą, jaką można sobie wymarzyć, mieszka w domu Opiekunki, w domu zupełnie zwariowanym i bajkowym, gdzie są psy, koty i papugi, a Dobre Duchy domu różnią się od Ori tym, że są od niej mądrzejsze i dużo lepiej wychowują swoje psy.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Śpieszmy się cieszyć zwierzętami



Śpieszmy się cieszyć
zwierzętami
póki są z nami!


Bardzo dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzieli na apel o ratowanie życia Okruszka.
Po badaniach krwi i moczu okazało się, że wątroba Okruszka jest w tragicznym stanie, dostał natychmiast specjalistyczną karmę, a na środę zaplanowane jest usg, po którym będzie można ustalić dalszy tok leczenia.

piątek, 8 kwietnia 2011

Okruszek - najbardziej skrzywdzony staruszek na świecie


Gdyby Ori zaproponowała przyjaciołom odwiedzającym dom Tymianka albo nawet czytelnikom blogu tymiankowego, by wyobrazili sobie psa, przy którym Kiciuniek wygląda jak spasiona baryłka, to chyba niewiele osób poradziłoby sobie z takim zadaniem.
A jednak taki pies istnieje. I wybaczcie tę potwornie kiczowatą metaforę: serce Ori pękło na milion kawałków, kiedy Okruszek podszedł do niej na chwiejnych pajęczych nóżkach, chudy brudny szkielecik
z całym smutkiem świata w bezradnych zamglonych oczkach i przytulił się do niej nieśmiało.
Takiej kruchej małej istotki nie można było nazwać inaczej niż Okruszkiem.
Znany fragment losów Okruszka składa się z samych potworności. Wiadomo, że w zimie przymarzł do ziemi, a jakiś litościwy facet odniósł go do lecznicy, by psa zreanimować i zabrać potem na łańcuch.
Dobroczyńcę przegnano, a piesek spędził dwa miesiące w LECZNICY WETERYNARYJNEJ, w której nie zrobiono mu żadnych badań ani szczepień, nie obcięto nawet pazurów (zdjęcia są niedobre, ale dopatrzycie się na nich stanu pazurków). Okruszek ma tylko kikut ogonka, który sprawia wrażenie, jakby ogon oderwano lub odgryziono (nie w lecznicy, oczywiście). Na noc wypędzano pieska do składu z węglem, ponieważ "złośliwie robił kupy, sikał, puszczał bąki i śmierdział" (to niedokładny cytat z forum poświęconego psom w potrzebie). Po jednej takiej nocy znaleziono go związanego sznurkiem w kontenerze ze śmieciami. I tyle na ten temat.
Staruszek Okruszek jest bardzo chory, trzeba mu jak najszybciej usunąć wszystkie zęby, ma chore serce
i kto wie, czy w ilości chorób nie przegoni rekordzisty Kiciuńka.
Na razie spędza być może pierwsze spokojne dni swego życia w hoteliku, je dobre gotowane jedzenie
i czeka na wyniki zrobionych wczoraj badań krwi i moczu, od których zależeć będzie leczenie i dieta.

 Gorąco proszę wszystkich przyjaciół Kiciuńka i Domu Tymianka o pomoc w walce o życie Okruszka. To bardzo trudna walka - bo trzeba się zmierzyć ze złym czasem, który niszczył zdrowie Okruszka przez chyba kilkanaście lat i wyszarpnąć od Losu przynajmniej jeden rok dobrego życia dla tego potwornie skrzywdzonego stworzenia.

 W sprawie pomocy proszę o kontakt mailowy i przypominam, że konto fundacji Viva podane wcześniej na blogu jest już nieaktualne!

wtorek, 5 kwietnia 2011

Kora i Nora


Kora i Nora to pięciomiesięczne siostrzyczki. Urodziły się na wsi jako istoty niepotrzebne.
"Właściciele" trzymali je przez jakiś czas w klatce, a kiedy suczki przestały się żywić mlekiem matki, stały się zbyt kosztowne w utrzymaniu (skórki z chleba ostatecznie nie są za darmo!), postanowili się ich pozbyć. Najprostszym i nie obciążającym sumienia sposobem jest wywiezienie psów do lasu (jesli tam umrą z głodu, to ich problem). Suczki od porzucenia w lesie uratował sąsiad, który zaczął szukać pomocy, po nitkach dotarł do kłębka, którym okazał się Dom Tymianka i maluchy zostały szczęśliwie ulokowane w hoteliku.
Nora to szeroko pojęty biszkoptowy labrador, a Kora, hm... prace nad zdefiniowaniem tej rasy jeszcze trwają.
Spójrzcie na zdjęcia z pierwszego dnia w hoteliku - ich kolejność jest bardzo istotna.

Kora i Nora muszą jak najszybciej zostać odrobaczone i zaszczepione, potrzebują też karmy szczeniaczkowej i pieniędzy na utrzymanie w hoteliku.
Jeśli ktoś z Was chce pomóc maluchom, bardzo proszę o kontakt mailowy.