wtorek, 10 grudnia 2013

Pochwała Marty



Ostrzeżenie: to będzie kolejna opowieść kombatancka z cyklu "Kiedy Ori była wczesną nastolatką".

Otóż, kiedy Ori była wczesną nastolatką, wnikliwie rozpatrywała ścieżki przyszłej, mitycznej "dorosłości".
W owej dorosłości miała być a to uczoną w piśmie odkrywającą sprytnie ukryte przed innymi uczonymi starożytne miasto, a to gwiazdą filmową odbierającą Oskara za Oskarem, a to znowu pisarką, wobec geniuszu której omdlewały narody i wydawnictwa.
Czyli typowe chyba marzenia istoty okołotrzynastoletniej, której wydaje się jeszcze, że czas i przestrzeń stworzono po to, by mogła je dowolnie ujarzmiać i kształtować.
  Trzeba przyznać sprawiedliwie, że Ori jak najsolidniej przygotowywała się do ujarzmiania i kształtowania.
Czytała, czytała, czytała, czytała...
Jedną z jej ulubionych i mających największy na nią wpływ lektur była Biblia.
I tu nastąpi opowieść właściwa, łącznie z wyjaśnieniem zagadkowego tytułu.





Bo od pierwszego przeczytania do teraz i zapewne na zawsze najulubieńszą przypowieścią stała się ta o Marii i Marcie.
Kto zna, kto pamięta, kto nie czytał?

Pewnego dnia Jezus przyszedł w odwiedziny do sióstr Marii i Marty.
Usiadł i swoim zwyczajem zaczął prawić i nauczać, a zachwycona Maria usiadła u jego stóp i słuchała.
Tymczasem Maria, która rzuciła się do kuchni, by jak najlepiej nakarmić i napoić niezwykłego gościa, odezwała się z pretensją, że to bardzo nieładnie, że ona sama ciężko tyra, a Maria sobie siedzi w salonie jak dama. Wtedy Jezus upomniał delikatnie Martę:
- Marto, troszczysz się i niepokoisz o zbyt wiele. To Maria obrała najlepszą cząstkę
(Ładniej opowiada to Św. Łukasz w swojej ewangelii, Łk 10, 38-42)

Jakże wówczas (okołotrzynastoletnia) Ori olśniona była tą króciutką opowiastką!
Tym zderzeniem postaw życiowych!
Jak gardziła prozaiczną, nudną, pospolitą Martą, na pewno brzydką, głupią i złośliwą, której przeznaczeniem
były garnki, miotła i plotki z sąsiadkami!
Przecież ona, Ori, była wcieleniem cudnej, poetyckiej, długowłosej i smukłej Marii, która najlepszą obrała cząstkę, spijała słowa z ust Mistrza i unosiła się nad ziemią w anielskich podmuchach.
Tak, Ori BYŁA Marią, która najlepszą obrała cząstkę i konsekwentnie ze wstrętem odnosiła się do prozaicznej strony życia. Było to zresztą łatwe, bo rolę Marty spełniała kochająca mama.
Ori dorastała więc jako wcielenie poezji, Nowy Testament mogła cytować z pamięci, ale na przykład, jako młoda gospodyni była przekonana, że ryby nie trzeba solić, bo jest słona z natury, czyli z morza.





Kara przyszła po latach.
Dorosła Ori-Maria z pewnością najlepszą obrała cząstkę, czyli służbę Wzruszaczom.
Okazało się to najpiękniejszym spełnieniem wszystkich marzeń i pasji, bo łączy w sobie idee ratowania życia i radość z obcowania ze stworzeniami, którymi trzeba się nieustannie zachwycać.
Z zachwytu powstają słowa i fotografie, więc dzięki Wzruszaczom realizują się pasje twórcze.

A jednak, jednak!
Codzienność "najlepszej cząstki" jest bardzo prozaiczna.

Tak wygląda codzienność w domu Tymianka:

Poranek. Kilka minut po szóstej budzą się staruszki, trzeba je kolejno zabrać do ogrodu.
Ori NIENAWIDZI wczesnego wstawania, jest nieprzytomna i zakłada na siebie części garderoby w kuriozalny sposób. Pan Tymianka spod kołdry odgraża się, że jej zrobi zdjęcie.
Potem wypuszczanie i wpuszczanie psów, które chcą wyjść lub wejść, albo są niezdecydowane.
Następnie szybki bieg po kocich kuwetach. Ori jest mistrzynią świata w sprzątaniu kuwet na bezdechu.

Siódma. Błogosławiona chwila porannej kawy i śniadanie, które tymczasem zrobił Pan Tymianka.
Pan Tymianka udaje się do pracy, a Ori pozostaje:

- nastawić psi obiad. To tylko cztery śliczne, srebrne garnki z ryżem, piąty wielki gar z psim rosołem i mały garnek z rosołkiem dla staruszków.
- nakarmić stado (koty jedzą dwa razy dziennie, staruszki trzy razy, zwykłe psy - raz)
- umyć te rozkoszne garnki i stos misek
- ugotować ludzki obiad, kiedy garnki zostaną zwolnione (garnków w domu Tymianka jest za mało)
- pozamiatać, odkurzyć, umyć pierdylion razy podłogę
- zrobić kilkanaście sprintów dziennie ze staruszkami na siku i kupkę do ogrodu
- pozbierać psie kupy (czynność ulubiona, to jasne)
- nastawić psie pranie (codziennie!), rozwiesić, zrobić pranie ludzkie
- podać lekarstwa, komu trzeba
- wypuścić/wpuścić/wypuścić/wpuścić tego, kto ma akurat na to ochotę
-spakować do wysyłki rzeczy ze straganu, jeśli jest taka potrzeba i dopilnować, żeby się nie dopakował jakiś gratis



- dopilnować spraw fundacyjnych: maili, ogłoszeń, telefonów.
Zabazgrywać kolejne zeszyty nie strofami poezji, lecz CYFRAMI, które łączą się w rozpaczliwe ciągi
i rozstrzygać ponure dylematy, na co wydać pieniądze, który rachunek najpierw zapłacić i SKĄD wziąć brakujące sumy.
- popracować zawodowo, czyli popisać, potłumaczyć itp
- zachowywać się w miarę przytomnie i utrzymywać w pozycji pionowej po powrocie Pana Tymianka z pracy i nie zasnąć ze zmęczenia przy własnym obiedzie, bo kobieta żywa i w miarę błyskotliwa jest przyjemniejsza w odbiorze




Tego wszystkiego nie udźwignęłaby subtelna Maria.
Maria przytula, szepcze czule do uszek Wzruszaczy, od czasu do czasu pisze, fotografuje gałązki kaliny.
A codzienną ciężką, brudną, nudną robotę odwala za nią Marta.
Dokładniej mówiąc, Ori - Marta.

Teraz Ori się wstydzi, że kiedyś tak głupio myślała o Marcie.
Jest jej przykro, że Jezus jej nie docenił.
(Pewnie docenił i zjadł z przyjemnością zrobioną przez Martę kolację - to znaczy wieczerzę, bo wtedy nie jadano kolacji, tylko spożywano wieczerzę - ale tego ewangelista nie dopisał,bo by mu zepsuło puentę).

Myślcie ciepło o Martach!
Doceniajcie Marty!
Bez nich niemożliwe jest obranie najlepszej cząstki!



wtorek, 26 listopada 2013

Jak rozśmieszyć Pana Boga?

























"Chcecie rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedzcie Mu o swoich planach!"
Autorem tego genialnego powiedzenia jest chyba Woody Allen.
A Ori jest tego powiedzenia, hm... personifikacją?
Jako duch niezmordowanie twórczy, przygotowała na swój ulubiony miesiąc listopad mnóstwo planów i zamierzeń ku pożytkowi i uciesze Podopiecznych.
Zapomniała, że rozbawiony Pan Bóg nie zrezygnuje tak łatwo z zabawy pod tytułem "Czy Ori jest z żelaza?"
i w listopadzie nadal będzie to zagadnienie testował.
Okazało się, że i owszem, Ori JEST z żelaza i oświadcza to na piśmie, z nadzieją, że Niebiosa zadowolą się tym komunikatem i przerzucą się ze swoimi testami w inne rejony.

A listopad JEST cudownie pięknym miesiącem, prawda?















poniedziałek, 11 listopada 2013

Myśli i czyny











Ważne święto, które w dodatku przydarza się w listopadzie, miesiącu wirujących na wietrze myśli, nakłania do splatania tychże ulotnych myśli w misterne przemyślenia.
Bo i jak się tu w dzień taki nie zamyślić nad sensem słowa "patriotyzm"?
Kiedy Ori była bardzo początkującą nastolatką, z wielkim żalem myślała o tym, że urodziła się w banalnych czasach, co to ani wojen ani powstań ze sobą nie niosły, bez widoków na bohaterskie czyny, do których przecież została stworzona!
Kiedy nieco dorosła i (bardzo nieco) zmądrzała, poczuła wdzięczność do Losu, który jej owych wytęsknionych czynów bohaterskich oszczędził. I w ramach tej wdzięczności przekuła marzenia o ratowaniu rannych żołnierzy z pól bitewnych na planowanie czynów równie wielkich (ba, wiekopomnych!), aczkolwiek pokojowych.
Jako zupełnie dorosła osoba, Ori musiała spojrzeć w oczy gorzkiej prawdzie: z pokojowych wielkich czynów też nici! Nie miała czasu czy co? A teraz nie ma już najmniejszych szans - zajęta sprawami okołowzruszaczowymi na pewno nie przywróci pokoju ani nie zlikwiduje głodu na świecie (a miała w planach, miała!).




Dumając nad tym, Ori przyjrzała się stadku swoich "wielkich czynów". które snuło się kolorową ławicą za Panem Tymianka po ogrodzie. Zatrzymała melancholijnie wzrok na kubełku psich kupek wygrzebanych łopatką z bezkresnego dywanu opadłych brzozowych listków i urządziła uroczysty pogrzeb dziecinnym marzeniom.

Po czym - w ramach likwidowania głodu na planecie - usmażyła Wzruszaczom wielkie, pulchne naleśniki.
Ten patriotyczny uczynek został wynagrodzony nieprawdopodobnym widokiem: otóż malutki, kruchy jak opłatek staruszek Tymuś wyrwał Mufce jej naleśnik i połknął go prawie bez gryzienia!
Niestety, Ori miała w domu tylko 3 litry mleka, wyszło po jednym naleśniku na Wzruszacza, Pan Tymianka dostał dwa, a Ori się nie załapała.
Następnie Ori zajęła się kolejnym czynem patriotycznym: nastawiła gar psiego rosołku na jutro.
Ostatnim dzisiejszym czynem patriotycznym będzie upieczenie babeczek dla Pana Tymianka.







niedziela, 10 listopada 2013

Listopad




















Każdy miesiąc w domu Tymianka ma swoje rytuały.
Tworzą je ludzie, zwierzęta i wspomnienia.
Jesienne miesiące mają ich najwięcej.
Każda jesień, zgodnie z prawami Natury, przynosi owocobranie:
nowe plany, nowe siły do życia, nowe istoty do kochania.


Najnowsze jesienne istoty do kochania są bardzo zajęte i przejęte pierwszą w życiu własną, wielką przestrzenią i swobodą. Płatek z wdzięczności zaczął nawet robić ładne miny na widok aparatu fotograficznego. 

Czerwone korale kaliny, czerwony stary budzik, czyli tajemne symbole jesiennych zmian 
z Trudnego Czasu na Czas Najlepszy.




A Wzruszacze zaawansowane spełniają swoje jesienne rytuały z wielkim zaangażowaniem serc i ciał:






























środa, 6 listopada 2013

Gość w dom - pies w dom!




















Dość długo trwało przekonywanie Pana Tymianka, ale ostatecznie, po się jest kobietą, aby dopiąć swego.
Ori wymyśliła mianowicie, aby kilku Podopiecznych Fundacji "Dom Tymianka" przenieść do domu Tymianka. Długo trwało typowanie kandydatów, chodziło bowiem o wybranie psów, o które nikt nie pyta, które mają najmniejsze szanse na adopcje, będą się wzajemnie lubiły, ale najważniejszym warunkiem była możliwość zaprzyjaźnienia się "nowych" ze Wzruszaczami.
Ku swemu ogromnemu żalowi, Ori nie może zaprosić do siebie Szarego Misia ani Miszy, czyli tych starszych niepozornych panów, na których najbardziej jej zależało. Obaj bowiem są tak wojowniczy i wrogo nastawieni do innych psów, że trzeba byłoby je wiecznie izolować i pilnować, by nie doszło do tragedii.
Wreszcie Ori przestała się namyślać, ułatwiła sobie wybór i zabrała trójkę, która mieszkała już razem i jest ze sobą zaprzyjaźniona: Płatka, Marcysię i Elkę.
Psy dostały własny wielki wybieg, a ze Wzruszaczami odchodzi na razie życzliwe merdanie i obwąchiwanie się przez siatkę, urozmaicone bieganiną wzdłuż ogrodzenia. 

Przy pierwszym obiedzie psy pokazały klasę: kazały się karmić Z RĘKI!
Wkładanie pojedynczych chrupek do rozkosznie otwartych dziobów jest urocze, ale trwa zbyt długo, więc Ori dała im ultimatum: Albo jecie z misek albo wcale!
Psy wybrały opcję trzecią: czekały z uśmiechniętymi pyszczkami na kontynuowanie zabawy.
Ciekawie się zapowiada...


A rano na niebie stała tęcza!