Ostrzeżenie: to będzie kolejna opowieść kombatancka z cyklu "Kiedy Ori była wczesną nastolatką".
Otóż, kiedy Ori była wczesną nastolatką, wnikliwie rozpatrywała ścieżki przyszłej, mitycznej "dorosłości".
W owej dorosłości miała być a to uczoną w piśmie odkrywającą sprytnie ukryte przed innymi uczonymi starożytne miasto, a to gwiazdą filmową odbierającą Oskara za Oskarem, a to znowu pisarką, wobec geniuszu której omdlewały narody i wydawnictwa.
Czyli typowe chyba marzenia istoty okołotrzynastoletniej, której wydaje się jeszcze, że czas i przestrzeń stworzono po to, by mogła je dowolnie ujarzmiać i kształtować.
Trzeba przyznać sprawiedliwie, że Ori jak najsolidniej przygotowywała się do ujarzmiania i kształtowania.
Czytała, czytała, czytała, czytała...
Jedną z jej ulubionych i mających największy na nią wpływ lektur była Biblia.
I tu nastąpi opowieść właściwa, łącznie z wyjaśnieniem zagadkowego tytułu.
Bo od pierwszego przeczytania do teraz i zapewne na zawsze najulubieńszą przypowieścią stała się ta o Marii i Marcie.
Kto zna, kto pamięta, kto nie czytał?
Pewnego dnia Jezus przyszedł w odwiedziny do sióstr Marii i Marty.
Usiadł i swoim zwyczajem zaczął prawić i nauczać, a zachwycona Maria usiadła u jego stóp i słuchała.
Tymczasem Maria, która rzuciła się do kuchni, by jak najlepiej nakarmić i napoić niezwykłego gościa, odezwała się z pretensją, że to bardzo nieładnie, że ona sama ciężko tyra, a Maria sobie siedzi w salonie jak dama. Wtedy Jezus upomniał delikatnie Martę:
- Marto, troszczysz się i niepokoisz o zbyt wiele. To Maria obrała najlepszą cząstkę
(Ładniej opowiada to Św. Łukasz w swojej ewangelii, Łk 10, 38-42)
Jakże wówczas (okołotrzynastoletnia) Ori olśniona była tą króciutką opowiastką!
Tym zderzeniem postaw życiowych!
Jak gardziła prozaiczną, nudną, pospolitą Martą, na pewno brzydką, głupią i złośliwą, której przeznaczeniem
były garnki, miotła i plotki z sąsiadkami!
Przecież ona, Ori, była wcieleniem cudnej, poetyckiej, długowłosej i smukłej Marii, która najlepszą obrała cząstkę, spijała słowa z ust Mistrza i unosiła się nad ziemią w anielskich podmuchach.
Tak, Ori BYŁA Marią, która najlepszą obrała cząstkę i konsekwentnie ze wstrętem odnosiła się do prozaicznej strony życia. Było to zresztą łatwe, bo rolę Marty spełniała kochająca mama.
Ori dorastała więc jako wcielenie poezji, Nowy Testament mogła cytować z pamięci, ale na przykład, jako młoda gospodyni była przekonana, że ryby nie trzeba solić, bo jest słona z natury, czyli z morza.
Kara przyszła po latach.
Dorosła Ori-Maria z pewnością najlepszą obrała cząstkę, czyli służbę Wzruszaczom.
Okazało się to najpiękniejszym spełnieniem wszystkich marzeń i pasji, bo łączy w sobie idee ratowania życia i radość z obcowania ze stworzeniami, którymi trzeba się nieustannie zachwycać.
Z zachwytu powstają słowa i fotografie, więc dzięki Wzruszaczom realizują się pasje twórcze.
A jednak, jednak!
Codzienność "najlepszej cząstki" jest bardzo prozaiczna.
Tak wygląda codzienność w domu Tymianka:
Poranek. Kilka minut po szóstej budzą się staruszki, trzeba je kolejno zabrać do ogrodu.
Ori NIENAWIDZI wczesnego wstawania, jest nieprzytomna i zakłada na siebie części garderoby w kuriozalny sposób. Pan Tymianka spod kołdry odgraża się, że jej zrobi zdjęcie.
Potem wypuszczanie i wpuszczanie psów, które chcą wyjść lub wejść, albo są niezdecydowane.
Następnie szybki bieg po kocich kuwetach. Ori jest mistrzynią świata w sprzątaniu kuwet na bezdechu.
Siódma. Błogosławiona chwila porannej kawy i śniadanie, które tymczasem zrobił Pan Tymianka.
Pan Tymianka udaje się do pracy, a Ori pozostaje:
- nastawić psi obiad. To tylko cztery śliczne, srebrne garnki z ryżem, piąty wielki gar z psim rosołem i mały garnek z rosołkiem dla staruszków.
- nakarmić stado (koty jedzą dwa razy dziennie, staruszki trzy razy, zwykłe psy - raz)
- umyć te rozkoszne garnki i stos misek
- ugotować ludzki obiad, kiedy garnki zostaną zwolnione (garnków w domu Tymianka jest za mało)
- pozamiatać, odkurzyć, umyć pierdylion razy podłogę
- zrobić kilkanaście sprintów dziennie ze staruszkami na siku i kupkę do ogrodu
- pozbierać psie kupy (czynność ulubiona, to jasne)
- nastawić psie pranie (codziennie!), rozwiesić, zrobić pranie ludzkie
- podać lekarstwa, komu trzeba
- wypuścić/wpuścić/wypuścić/wpuścić tego, kto ma akurat na to ochotę
-spakować do wysyłki rzeczy ze straganu, jeśli jest taka potrzeba i dopilnować, żeby się nie dopakował jakiś gratis
- dopilnować spraw fundacyjnych: maili, ogłoszeń, telefonów.
Zabazgrywać kolejne zeszyty nie strofami poezji, lecz CYFRAMI, które łączą się w rozpaczliwe ciągi
i rozstrzygać ponure dylematy, na co wydać pieniądze, który rachunek najpierw zapłacić i SKĄD wziąć brakujące sumy.
- popracować zawodowo, czyli popisać, potłumaczyć itp
- zachowywać się w miarę przytomnie i utrzymywać w pozycji pionowej po powrocie Pana Tymianka z pracy i nie zasnąć ze zmęczenia przy własnym obiedzie, bo kobieta żywa i w miarę błyskotliwa jest przyjemniejsza w odbiorze
Tego wszystkiego nie udźwignęłaby subtelna Maria.
Maria przytula, szepcze czule do uszek Wzruszaczy, od czasu do czasu pisze, fotografuje gałązki kaliny.
A codzienną ciężką, brudną, nudną robotę odwala za nią Marta.
Dokładniej mówiąc, Ori - Marta.
Teraz Ori się wstydzi, że kiedyś tak głupio myślała o Marcie.
Jest jej przykro, że Jezus jej nie docenił.
(Pewnie docenił i zjadł z przyjemnością zrobioną przez Martę kolację - to znaczy wieczerzę, bo wtedy nie jadano kolacji, tylko spożywano wieczerzę - ale tego ewangelista nie dopisał,bo by mu zepsuło puentę).
Myślcie ciepło o Martach!
Doceniajcie Marty!
Bez nich niemożliwe jest obranie najlepszej cząstki!
Ori, zakręciło mi się w głowie od nadmiaru czynności, które musisz wykonać. Mam 4 sztuki, a i tak wydaje mi się, że bez przerwy kogoś wpuszczam i wypuszczam, albo karmię. Piękna (przy)opowieść poza tym.
OdpowiedzUsuńHano, to tylko te najważniejsze czynności, bo wszystkich nikt by nie by nie w stanie przeczytać, no i opis nocy Wam darowalam, a też jest o czym pisać:-)
UsuńDzielna Ori, dźwigasz prawdziwy krzyż codzienności za tych, który mimo czterech łap nosić go nie mogą, albo już nosili wystarczająco długo.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod Haną - wpuszczanie i wypuszczanie, zwłaszcza tych niezdecydowanych czasem doprowadza do histerii.
ps. Rozwalił mnie ten 'pierdylion' ale oczywiście całkowicie Cię rozumiem
Ty też masz takich niezdecydowanych? Mój Orion chyba specjalnie pastwi się nade mną, albo lubi patrzeć, jak się złoszczę. Przepraszam za "pierdylion", ale to naprawdę jedyne adekwatne słowo.
UsuńNajgorsze są koty - wypuść mnie, wypuść..! albo jednak nie, posiedzę sobie tylko przy otwartym oknie.
UsuńPieski kiedy idą w stadzie to zawsze ale to zawsze jeden czy dwa zostają w domu lub na zewnątrz, a ja tylko chodzę i sprawdzam obecność czy już mogę wypuść te 'groźne'
Ori, podziwiam Cię! Myślę, że ratuje Cię nie tylko uśmiech wzruszaczy, ale i duże poczucie humoru. Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńPoczucie humoru to najcenniejszy dar, jaki dostalam w kołysce.od dobrych wróżek. Niekiedy wręcz ratuje życie:-)
UsuńNo istne szaleństwo, ten twój żywot codzienny, do Żywotów Świętych bym go zaliczyła... Dobrze,że cierpisz na rozdwojenie jaźni, zawsze Marta może chwilę dychnąć stając się Marią.
OdpowiedzUsuńMój psiur się sam wypuszcza, ale zaraza nie zamyka za sobą ani się sam nie wpuści.
Uściski
No tak, mam tylko dwie wzruszaczki, ale właśnie postanowiły wyjść... Więc więcej nie napiszę.
OdpowiedzUsuńNazywanie tych czynności "krzątaniem się" jest niegodziwością.
Kruczek jest jeden, a i tak wypuszczanie go i wpuszczanie jest zajęciem etatowym samym w sobie;) Nikt nie zrozumie lepiej Marty od innej Marty - Marty - jednoczmy się i dowartościowujmy, bo nikt tego wyraźnie i głośno za nas nie zrobi, nawet On;)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńMoje Wzruszacze przesyłają wsparcie. Nieustająco!
Po prostu jesteś cudowna :)
OdpowiedzUsuńOri,bo to jest tak,że w pewnym wieku role się zmieniają,teraz jesteś Martą a za Marię"robi":)cały Twój zwierzyniec:)
OdpowiedzUsuńJak ja to znam znakomicie,druga Marta ustawia się w kolejce,no może tak kiedyś nie myślałamale druga część się zgadza.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, Ori !
OdpowiedzUsuńPozostająca nieustannie w podziwie i szacunie dla Ciebie -
Renia
Droga Ori
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać Twoje przemyślenia. Czasem się wzruszam, a czasem zaśmiewam do łez, bo odnajduję u Ciebie sytuacje z mojego dnia powszedniego. Patrząc na zdjęcia Twoich psów, dostrzegam w tych mordkach swoje psowate kundliszcza :) Ach te spojrzenia i niewinne mordki!
Kiedyś miała jednego psa, potem dwa, a teraz trzy. Tego trzeciego miało u nas nie być, przyszedł , jak wiele innych na tymczas, ale tak mu się jakoś zostało... No i kota też mam. Przy tej ilości zwierzaków nie można spokojnie zamknąć za sobą drzwi i spokojnie usiąść- wchodzą , wychodzą, siadają, wstają, kładą się, wychodzą, wchodzą i tak w kółko...A noc, to walka o kawałek wolnego miejsca na łóżku. Oczywiście mają "zakaz" wchodzenia na pościelone hahaha
Jak to dobrze, że są tacy ludzie, jak Ty. Dużo siły Ci życzę i wiecznego poczucia humoru, który jednak bardzo w życiu pomaga (zwłaszcza, jak inni patrzą na nas, jak na wariatów). :)
Kasia K.