czwartek, 6 stycznia 2011
Wspaniałe wieści wróżą dobry rok!
Historia Milusi należy do najpiękniejszych "opowieści opatrunkowych" i koniecznie trzeba ją trzymać w domowej apteczce.
Tuż przed Bożym Narodzeniem ktoś w komentarzu zapytał, co się dzieje z Milusią i Ori na szczęście nie zdążyła odpowiedzieć. Na szczęście, bo teraz odpowiedź jest zupełnie inna!
Ten malutki kłębuszek był trzymany przez ........ (słownik Ori jest zbyt ubogi, by określić zwyrodnialca)
na łańcuchu i prawie zagłodzony na śmierć. Drugą ofiarą tegoż .... była Dasza, szara sunia wielkosci doga, ważąca wówczas około 20 kilogramów.
Ktoś z sąsiedztwa zlitował się w końcu, "właściciel" chętnie pozbył się niepotrzebnych suk i tak obie trafiły do hoteliku jako podopieczne Domu Tymianka.
U Milusi zdiagnozowano padaczkę. Lekarz zalecił dłuższą obserwację w celu ustalenia częstotliwości ataków, bo od tego zależy sposób leczenia. Niestety, ataki padaczki pojawiały się prawie co dwa dni.
Milusia zamieszkała oczywiście w domu opiekunów, czuła się doskonale między domowymi psami
i pojawił się dylemat, czy należy w ogóle podjąć ryzyko szukania domu dla tak chorej suczki.
Znalezienie osoby obdarzonej wielkim sercem i równocześnie wielkim rozumem (czyli odpowiedzialnością) jest bardzo, bardzo trudne. Znalezienie domu dla psa chorego czy starego jest właściwie cudem.
No i cud nastąpił, a o Milusi, czyli chyba - bo losy imienia jeszcze się ważą - o Rudej Myszy czytajcie od tej pory tutaj:
http://www.lubiejaknic.blogspot.com/
A Ori z ogromną radością przeniesie Milusię z paska "Podopieczni szukają swoich domów"
do najulubieńszego miejsca na blogu: "Podopieczni Domu Tymianka już w swoich domach"!
Druga szczęśliwa wiadomość: uratowana z kieleckiego schroniska złotobrązowa jamniczka (prawie jamniczka) jeszcze przed Bożym Narodzeniem znalazła własny domek. Tusia-Migotka, bo takich dwojga imion była panienka, przemknęła tak szybko przez klinikę i dom tymczasowy, że Ori nawet nie zdążyła jej umieścić na pasku bocznym. Cóż, słynne tempo Ori...
Marzenie i plany (planomarzenie?) o wydobyciu z kieleckiego piekła kolejnych stworzonek musiało zostać odłożone, bo prosto z ulic pojawiły się śnieżny Borys z rodziną oraz Bajka i Misiek, o których Ori może wreszcie napisze po niedzieli (czyli po sesji zdjęciowej).
Ale tylko odłożone....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj, jestem u Ciebie po raz pierwszy, ale gdy przeczytałam co robisz dla tych biednych zwierzątek tak okrutnie potraktowanych, jak im pomagasza i wkładasz w to tyle serca to napawa mnie optymizmem i wiarą, że są ludzie którym na sercu leży dobro każdego, najmniejeszego istnienia... będę tutaj często zaglądać, pozdrawiam serdecznie cały dom Tymianka.
OdpowiedzUsuńOri Kochana,po takich dobrych wiadomościach o Kłębuszku i Rudej to skrzydło się już zrośnie.....Ściskam-Zofia.
OdpowiedzUsuńhurrra!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dzięki linkowi na blogu Chata Magoda, jak dobrze, że ludziom leży na sercu los Braci Mniejszych, pełen szacunek dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy: Ja i mój futrzasty towarzysz - Fokus
Swietna wiadomosc, oby takich wiecej w tym roku :)
OdpowiedzUsuńOri, toż Tyś szybka jak błyskawica! Twoje "słynne tempo" nabrało rozpędu - ledwie zdołałam odpisać na poprzedni post, a tu - proszę ;-)
OdpowiedzUsuńChyba zdrowiejesz?!
Jak tu nie zdrowieć od takich wiadomości... ;-)
Ściskam gorąco ;-)
Oby jak najwięcej takich wiadomości!
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę!
No to pięknie się rok zaczął! Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki.
Jak Toja ręka? A zdrówko?
Pozdrawiam cieplutko i drapanie za uchem dla ferajny :D