I znowu w we wszystko wmieszał się Jego Najjaśniejszość Prezes Kiciuniek
i pokierował wyprawą po swojemu.
A było tak:
Najpierw 200 km niepokoju, czy psy będą na miejscu, czy ich nie przepędził, czy nie wpadły pod samochód.
Wielka ulga, gdy z rowu przed wiejskim sklepie wyłoniła kosmaty pyszczek Ona - Diana
(bo Ori już wiedziała, że to jest Diana).
Za Dianą wychylił się z rowu Portos ( na którego widok później lekarz krzyknął radośnie: Ale fajny owczarkorottweiler!) i psy zaczęły się z wahaniem zbliżać do dłoni Ewy uwieńczonej kawałeczkami kiełbasy.
Kiełbasa była podstępną pułapką - kiedy życzliwa dłoń Ewy podsuwała kąski, stanowcza męska ręka Mirka szybko oplatała szyję psa smyczą i w jednej chwili wielki ciężki Portos został porwany w objęcia i spakowany do klatki podróżnej.
Ori podrzucała potrzebne rzeczy i robiła zdjęcia.
Wokół gromadził się zafascynowany tłumek gapiów i dziwował się głośno.
Bo niektórzy wcześniej rzucali jedzenie psu, bo ładny, a sukę odganiali, bo "zła i brzydka".
\O ile jednak z dużym łagodnym Portosem rzecz poszła gładko, Diana przy próbie złapania wpadła w panikę i rzuciła się do ucieczki.
Tłum gapiów ucieszył się, bo zabawa robiła się coraz weselsza.
Diana była zdecydowana nie dać się porwać i nie pozwoliła zbliżyć się do siebie.
Trójka Łapaczy (a przynajmniej żeńska część) zaczęła rozpaczać, a gapie rzucali dowcipne i wesołe uwagi.
Wtedy wydarzyło się coś nieprawdopodobnego.
Z domu naprzeciwko wybiegły dwa psy bliźniaczo podobne do Diany, a za nimi stary mężczyzna.
Mężczyzna krzyknął, Diana zamarła, przewróciła się na ziemię, a staruszek podniósł ją i przyniósł do samochodu.
Ori osłupiała na chwilę na wzór żony Lota, a kiedy wróciła jej przytomność, zrozumiała, że mężczyzna mówi jej, że ma w domu dużo szczeniąt i chce je też oddać.
No i to była ta sprawka Prezesa Kiciuńka.
W gospodarstwie:
W gospodarstwie dwóch starych mężczyzn mieszka kilkanaście (a może 20?)
psów. Psy są tam kochane i zadbane na tyle, na ile staruszkowie mogą sobie pozwolić.
Młodszy starszy pan (chyba ponad osiemdziesięcioletni) powiedział do Ori:
- Ja psa kocham tak, że bym życie oddał za psa
- Ja też, proszę pana - odpowiedziała Ori
To tej szopy uwiązany jest pies:
Kilka psów jest uwiązanych na długich łańcuchach, reszta biega luzem.
Diana i Portos są z tego podwórka.
Dlaczego od tygodni koczowały pod sklepem, DLACZEGO ludzie, którzy znali psy, nie powiedzieli Ewie dojeżdżającej do nich od pewnego czasu z jedzeniem, że to psy staruszków, NIE WIADOMO.
Dlaczego staruszek, widząc ciężki stan suczki, nie pomyślał o zabraniu jej do weterynarza - wiadomo.
Ponad 80 lat życia na polskiej wsi ukształtowało go w taki sposób.
Na wsi wzywa się weterynarza do zwierząt przynoszących pożytek: do krowy albo do konia.
Nie po to, by ulżyć ich cierpieniu, ale by nadal mogły służyć gospodarzowi.
Nikt o zdrowych zmysłach nie poleci leczyć psa ani kota.
Suczki staruszków rodziły ciągle szczenięta,niektóre pewnie zabierali sąsiedzi, bo psy są śliczne,.ale i tak zostało ich tak dużo, że starsi panowie przestali sobie dawać radę z opieką.
Psy dziczały, rozbiegały się po wsi, trudno było je opanować.
Dlatego staruszek zdecydował się oddać najmłodsze psy.
Pięciomiesięczne szczenięta są zupełnymi dzikusami.
Kopały, gryzły i ziały ogniem.
Udało się złapać tylko cztery, piąty maluch pogryzł nawet swojego opiekuna i uciekł w jakiś zakamarek.
Do maluchów starszy pan dołożył z własnej inicjatywy dwa nieco większe młode psy, które Ori nazwała Atosem i Aramisem.
(Owszem, to banał tak lecieć Dumasem, ale po takiej psiej akcji człowiek ma prawo być wyprutym z intelektu)
Bojownicy o wolność spakowani do kontenerka:
Diana w lecznicy.
Ze zmęczenia, bólu i strachu poddała się bez protestów wszystkim zabiegom.
Rany przerodziły się w martwicę, za kilka dni ta część skóry musi zostać usunięta.
Przy okazji Diana zostanie wysterylizowana.
Nie miała gorączki, na szczęście i lekarz jest dobrej myśli.
Diana ma około pięciu lat.
Cudny udręczony, poraniony pyszczek bezgłośnie błagał o litość: Nie mordujcie mnie!
Portos z mocno poharatanym nosem ze strachu zesztywniał na kamień i nie można było zbadać mu łap.
Wróci do lecznicy, gdy nabierze sił i zaufania do opiekunów.
Atos pozwolił sobie zbadać uszy, oczy i wszystko.
Jedyny z Bojowników, którego udało się mniej więcej zbadać.
Osikany, ośliniony i zwymiotowany po podróży.
Diana, Portos i Bojownicy zostali w hotelikach, Atos i Aramis zasiedlili nowiutki kojec w domu Tymianka.
Leżą sobie i trzęsą się ze strachu.
Ori dała im pić, jeść i absolutny spokój pierwszego dnia.
Dzisiaj donosiła wodę i jedzenie z życzliwością malującą się na licach, by przekonać nadal strasznie przerażone psy, że tutaj nikt ich już nigdy nie uderzy.
Psy chyba jeszcze nie wierzą, że to jest możliwe.
Atos:
Aramis z uroczym układem łapek:
Wnioski:
DO TEJ WSI TRZEBA WRÓCIĆ.
PO TRZY BEZDOMNE SUKI, KTÓRE NIE DAŁY SIĘ ZŁAPAĆ I DO KTÓRYCH TRZEBA WRÓCIĆ Z KLATKĄ ŁAPKĄ.
JAK NAJSZYBCIEJ, BO PRZYNAJMNIEJ DWIE Z NICH SĄ W CIĄŻY.
Trzeba wrócić do gospodarstwa i wyprosić o oddanie czarnego psa z chorymi oczami i prawdopodobnie początkiem nużycy.
Bardzo chciałabym kupić PRAWDZIWE BUDY uwiązanym psom.
Staruszek zgodził się na sterylizację pozostałych suk, ale sterylizację podjęła się opłacić inna fundacja, więc tym się nie musimy martwić.
NAJWAŻNIEJSZE I NAJTRUDNIEJSZE:
NIE MAMY JUŻ GDZIE UMIESZCZAĆ PSÓW,
TRZEBA NATYCHMIAST DOBUDOWAĆ KOJCE, NAJPROŚCIEJ Z PANELI OGRODZENIOWYCH, TO NAJTAŃSZE I NAJSZYBSZE ROZWIĄZANIE.
POTRZEBNE SĄ TEŻ BUDY.
Najbliższe planowane operacje: Diana i Bombik.
Zabieg Bombika będzie dość skomplikowany: rana zostanie otworzona i pozostanie otwarta do samoistnego zabliźnienia, a Bombik spędzi ten czas w szpitalu. To jedyna metoda, żeby rana goiła się sterylnie.
Poza tym:
standardowa obróbka szczeniąt (odrobaczanie, szczepienia, odpchlanie)
a Pieskownica zapełniona, że ho ho!:
Cztery Kropelki i Czterech Bojowników.
No i opłacanie hoteli psich, jedzenia i tak tam radości prezesa fundacji.
Taki oto los zgotował swojej Ori Prezes Kiciuniek!
UZUPEŁNIENIE
Diana po kąpieli w hoteliku:
Lekarz przypuszcza, że suczka została oblana czymś żrącym.
Późnym wieczorem Diana pojedzie do dermatologa.
Ja z powodów rodzinnych znikam na trzy dni z domu Tymianka i z internetu.
Zapraszam tymczasem na facebookowy profil:
Fundacja Dom Tymianka
https://www.facebook.com/FundacjaDomTymianka
Wszystkie informacje będzie tam na bieżąco umieszczała nieoceniona Kasia.
NADAL NIEUSTAJĄCO PROSZĘ O POMOC NA LECZENIE DIANY, ZAKUP BUD I TEGO, O CZYM W KÓŁKO PISAŁAM.
ZŁO NIE WYGRA Z NAMI I JUŻ.
W sierpniu moge podrzucic Ewie bude dla mniejszego psa dla takiego przed kolano. Jestescie...no sami wiecie :))
OdpowiedzUsuńKochana Ori jestes bardzo dzielna i zawsze Cie podziwiam, jestes wspaniala,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOri, jesteś tak dzielna...
OdpowiedzUsuńJeżu... Losowi dzięki za takie osoby jak Wy!
OdpowiedzUsuńJessss, jakem pacyfistka to lała bym tych ludzi i patrzyła, czy równo puchnie...... no nogi z dupi powyrywać, Ori nie można takich przypadków na policję zgłaszać????
OdpowiedzUsuńAleż historia!!!! Ile nerwów musiała was kosztować ta wyprawa... Dobrze, że zakończona sukcesem. Udostępniam i przelewam :-). Pozdrawiam bardzo serdecznie!!!!!!
OdpowiedzUsuńCoś przyszykuję w niedługim czasie do DAT's.
OdpowiedzUsuńZajrzyj do poczty,tyle mogę zrobić na dziś.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów podziwu, zawsze mnie wzruszają twoje posty, samozaparcie, wola pomagania...
OdpowiedzUsuńCzy możesz zobaczyć do maila, o nowym rodzaju wsparcia dla fundacji posłałem Ci list.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Wreszcie udało mi się wysłac pościel, przepraszam, że tak długo to trwało. Mam nadzieję, że się przyda.
OdpowiedzUsuńAneta
Mam nadzieje że dotarło 600zl w tym 230 za sterylizacje Soni. Widzę, że jej zdjęcie ciągle jest wśród psów do adopcji- można już zamiast niego wstawić inne bo Sonia ma już dom.Pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuńWpłata od Soni doszła w poniedziałek, dziękujemy bardzo
Usuń