środa, 3 września 2014

Nuka




Kiedy umiera pies, wszystko boli.
Boli serce i głowa i oczy zmęczone płaczem.
Boli żołądek, kolana i łokcie.
Umiera ktoś, kto był moją codziennością, kto trącał zimnym nosem o świcie, przeszkadzał w piciu porannej kawy, przynosił piasek na mokrych łapach.
Ktoś, kto miał dobre świetliste spojrzenie i nie gniewał się na mnie nigdy, nawet wtedy, gdy byłam zła, brzydka, niecierpliwa, niesprawiedliwa, zmęczona i nudna. Ktoś lepszy, mądrzejszy, dojrzalszy ode mnie.
Ktoś, kto bez względu na to, ile otrzymał, zawsze oddawał więcej.
Ktoś, po kim zostaje rana, która zawsze będzie bolała, chociaż po jakimś czasie będzie bolała spokojniej.
Ktoś, komu po latach miłości i przyjaźni można dać tylko swój wielki smutek i tęsknotę.

Często słyszę od ludzi, że ich ból po utracie psa jest tak wielki, że już nigdy więcej nie chcą go przeżywać i nigdy więcej nie wezmą i nie pokochają innego psa.
Nie bójcie się swojego cierpienia. Pies, który odszedł, obdarzył Was taką dawką miłości, że jej duży zapas wystarczy dla kogoś, kto tęskni bez nadziei zamknięty w schroniskowym boksie. Otwórzcie dla niego serce, a Ten, Który Odszedł, zza Tęczowego Mostu uśmiechnie się i pokocha Was jeszcze bardziej.





Nuka umarła we śnie, w nocy 30 sierpnia.
Po krótkiej, okrutnej chorobie.
Wszystkie zabiegi, wizyty w lecznicy, zastrzyki znosiła jak anioł.
Była najlepszą, najmądrzejszą Przyjaciółką przez 12 i pół roku.






























Do zobaczenia, Nuka Miła.
Za jakiś czas.







14 komentarzy:

  1. Ori, przytulam.Bardzo mądre słowa napisałaś.
    12 pięknych lat Nuki z Tobą, z wami, to się nazywa psie szczęście!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz racje, miłość do psa który odszedł koniecznie trzeba spożytkować i przekazać innemu psu... sama juz przeżywałam takie rozstania i wiem że lekarstwem na miłość jest kolejna psinka, kochana psinka, bardzo Ci współczuję :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakłuło mnie w sercu, jakby była moja. Zawsze odchodzą za wcześnie, a poczucie straty zostaje. Jedyna pociecha, że Nuka nie cierpiała długo. Jeżeli to jakakolwiek pociecha.
    Anna W

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie to smutne. I zawsze mocno boli. Dobrze, że u Ciebie zaznała dobrego życia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, jaki to bół, gdy odchodzi Przyjaciel. Ale nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy mówią " nie wezmę już żadnego zwierzaka, bo cierpię, kiedy on odchodzi". To czysty egoizm. Nasz ból jest niczym w porównaniu do cierpienia zwierząt, które czekają na DOM.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem co czujesz,wiem co myślisz bo mam dokładnie to samo.Niunia była ze mną tak krótko a ból jest tak silny jakby była nie wiadomo ile lat.Nie zamknęłam się jednak.Kiedy patrzę ile cierpienia wokół to ciągle myślę ile jeszcze mogę zrobić i jak pomóc tym którzy pozostali,cierpią ból,głód i porzucenie.Siadam do komputera i szukam,jak nie znajdę to samo przyjdzie jakieś małe coś i patrzę jak rozkwita,jak się otwiera na świat i człowieka.Trzymaj się kochana.

    OdpowiedzUsuń
  7. Spłakałam się.Tak pięknie napisałaś o Nuce. Prawie rok temu też żegnałam mojego kochanego jamniczka Dyzia. Mówiłam sobie nie chcę już tak cierpieć. A potem znalazłam na drodze wychudzoną, bezdomną sunię i nie mogłam jej zostawić. Jest już ze mną 1 rok. Widać mam pojemne serce, bo kocham oba psiaki. Danka

    OdpowiedzUsuń
  8. A czasem przychodzą w innej postaci, po kilku latach. Patrząc na naszego młodziutkiego kotka widzę mądrość wilczura. Przecież kocie ma dopiero półtora roku a jest tak słodki i kochany i mądry, jak nasz cudowny wilczur. Zresztą śniło mi się tak, że wrócił że go przyprowadziła z powrotem nasza do niego i jego do nas miłość, nie wstydzę się użyć tego słowa. Wzruszające zdjęcia z kotkiem bardzo piękna postać niech będzie bezpieczna gdziekolwiek jest.

    OdpowiedzUsuń
  9. Spłakałam się razem z Tobą.....

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja myślę, że właśnie świetnie się bawi z Prezesem Kiciuńkiem!
    Jak to dobrze, że Ty tak pięknie i mądrze kochasz te zwierzątkowe istotki, Ori...

    OdpowiedzUsuń
  11. To tydzień temu w moje urodziny.
    Mój pierwszy kociambr, nie dożył moich okrągłych urodzin. Musieliśmy go uśpić przed 13 jego urodzinami, bo bóle nowotworowe, były okrutne.
    Po niecałym roku przygarnęliśmy piwnicowca i znowu odszedł, bo dosyć, że miał wszystkie kocie choroby to jeszcze był leczony przez wetki konowałki, bo myśleliśmy, że poprzedni wet był gorszy.
    Do tej pory przeżywam to jak żywe. Dlatego wzięliśmy kociambra urodzonego w domu i rasowego, choć nie zupełnie, bo zupełnie nam na tym nie zależało.
    Podziwiam za odwagę i twardość, bo u mnie po dwóch śmierciach w ciągu roku, nie starczyło na więcej sił.

    OdpowiedzUsuń
  12. Też się poryczałam. Dobrze,że odeszła w spokoju, już nie cierpi. Mi się marzy umrzeć we śnie. Miała wspaniałą opiekę i kochających ludzi.

    OdpowiedzUsuń