O Bartku nikt nigdy nie napisał wiersza. Był małym, niepozornym wiejskim kundelkiem, którego tylko Ori nazywała ładnym pieskiem. Nie był też psem nieszczęśliwym - Ori widywała go często, jak biegał niezmordowanie za swoim panem, towarzyszył mu przy pracy w polu i w drodze do sklepu po piwo. Dopiero od Ori dowiedział się jednak, że ludzka ręka wyciągnięta w jego stronę może oznaczać czułe pogłaskanie po łebku... Kiedy Bartek był już bardzo stary, zachorował na dziwną chorobę: zaczął tracic sierść, a jego skóra pokryła się brzydkimi liszajami. Pan Bartka postanowił "wyleczyć" go radykalnie, ale zwierzył się z tego pomysłu Ori. Wtedy cicha, delikatna Ori wypuściła z siebie taki ciąg związków frazeologicznych, że sąsiad skurczył się z szacunku i zapewnił ją, że nie tknie Bartka nawet końcem palca. Ori sprowadziła natychmiast lekarza, który zaaplikował pieskowy zastrzyk i maść i zapewnił, że staruszek nie cierpi, ale jego organizm nie ma już siły walczyć z grzybicą. Był ciepły, słoneczny październik, Ori codziennie zastawała Bartka wygrzewającego się pod ścianą domu. Umarł po kilku dniach, ale chyba szczęśliwy, bo w ostatnich miesiącach swojego biednego życia czuł się kochany.
Sąsiad po śmierci Bartka podziękował Ori, że dzięki niej "ma czyste sumienie" i był bardzo smutny.
Piękny ten Bartek. Dziękuję Ori!
OdpowiedzUsuńKobieto o wielkim sercu! Bartek czeka i na Ciebie za Tęczowym Mostem!
OdpowiedzUsuńRyczę jak głupia!
Serdeczności
Jakże mnie wzruszaja takie psie opowieści...
OdpowiedzUsuńJesteś wspaniałą dziewczyną!!!!
Własciwie to brakuje mi teraz słów...Bartek jest śliczny.
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam
Jesteś wielka ! Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńJa też płaczę...
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że są jeszcze takie osoby jak Ty!
Bartek miał szczęście, że Cię spotkał.