To już ostatnie chwile, gdy przyroda zachowuje przedwiosenne kolory, pojedyncze źdźbła trawy wyglądają na powierzchnię, za moment świat zazieleni się młodymi listkami i tym całym wiosennym bałaganem i na wiele miesięcy znikną ukochane brązy Ori. A na ich tle najlepiej widać, że mały Kiciuniek to pies, który wymknął się skrzatom z jakiegoś leśnego wykrotu i długo błąkał się po świecie, by wreszcie z posiwiałym pyszczkiem odnaleźć drogę do Ori.
Kiciuniek od połowy stycznia mieszka w Domu Tymianka. Przyjechał jako chudziutka, sfilcowana szmaciana laleczka, która nie reagowała na pieszczoty, nie rozumiała, po co jest brana na ręce i sztywniała z przerażenia, gdy Ori ją przytulala. Ożywiała się wyącznie na widok kotów, niestety, w celach niezbyt szlachetnych , gdyż koty były przepędzane z każdego miejsca i niekiedy gryzione w ogon. Triumf, jaki wówczas okazywał Kiciuniek, nasunął Ori podejrzenia, że był on niegdyś uczony nienawiści do kotów. Nie w schronisku, oczywiście, ale podczas długiego życia, ktore wcześniej spędził na ulicy. Powoli, bardzo powoli zaczął się przekonywać, że ciepły materacyk i pełna miseczka nie znikną z jego życia jak przelotny sen, a czas spędzony na kolanach Ori może być całkiem przyjemny. Teraz łazi za Ori po domu krok w krok, a kiedy wreszcie uda mu się ją nakłonić, żeby usiadła spokojnie w jednym miejscu, wzdycha uszczęśliwiony, robi serię zadowolonych "mlasków" - każdy właściciel psa zna takie "mlaski" - i zasypia z pyszczkiem ułożonym na łapce.
Spacery po ogrodzie są krótkie - biedne powykręcane łapki bardzo bolą. W poniedziałek Kiciuniek pojedzie na badania krwi, poniewaz są poważne podejrzenia, że cierpi na cukrzycę.
Wielka torba lekarstw jeszcze się zatem powiększy. Wielki ból sprawia Ori słuchanie jego świszczącego oddechu (efekt powiększonego mięśnia sercowego). Życie z tak chorym staruszkiem jest stale pełne obaw, czy nie nastąpi gwałtowne pogorszenie jego zdrowia. Nie wiadomo, czy będzie z Ori jeszcze przez kilka lat czy tylko przez kilka miesięcy.
Ale nawet, gdyby to miały być tylko tygodnie wspólnego życia, warto było pokochać staruszka i zasłużyć na jego nieśmiało okazywane uczucie.
Teraz tak lubiana przez Was porcja smrodku dydaktycznego: koleżanka Ori znalazła na ulicy bardzo starego, ślepego, umierającego psa. Był tak wycieńczony, że Monika obawiała się, iż nie będzie w stanie go uratować. Ori pocieszała ją z zapałem, że na pewno wszystko będzie dobrze, staruszkowi pomoże dobry lekarz i kochające ręce, że odzyska siły i chęć do życia podobnie jak Kiciuniek. Ori wybierała się na następny dzień poznać pieska. Nie zdążyła. Piesek umarł.
Lekarz zdiagnozował guz tarczycy, guz odbytu, ropę w zatokach wypływającą z oczodołów i nosa,
zwyrodnienia stawów z duzym bólem, zanik mięśni czaszkowych, zaburzenia mózgowo - nerwowe. Ori wylicza to nie z sadyzmu, chce zwrócić Waszą uwagę na to, jak potwornie i jak długo to stworzenie musiało cierpieć. Jeśli śmierć może być dobra, to miał dobrą śmierć, gdyż został uśpiony i odszedł, trzymany w ramionach przez Monikę.
Kiciuniek zdążył spotkać kogoś, kto go pokochał i zapewnił szczęśliwe życie. Tamten bezimienny mały, czarny piesek - nie...
Śpieszmy się, naprawdę śpieszmy się kochać zwierzęta!
I co można napisać? Najwyżej można się rozpłakać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was
Ori, czytam i ... mój zwielokrotniony katar zalał właśnie laptopa...nie wiem czy ja się kiedykolwiek wyleczę z grypy i z łzawienia oczu przy okazji zwięrzęcych nieszczęść...czy będę mogła kiedyś czytac takie wpisy bezkatarowo i bezłzowo...z tego się chyba nie wyleczę nigdy...
OdpowiedzUsuńUściskaj delikatnie to skrzacikowe stworzonko, całą resztę też! Pozdrawiam.
Moj ukochany jamnis Atonek ma juz prawie 15 lat,jezdzi na rydwanie,a my ze strachem myslimy ile jeszcze mamy czasu.Jest z nami od malenkiego szczeniaczka,ma wiele dolegliwosci ,sniadanko nafaszerowane jest tabletkami,ale jest dzielny i jest w nim ogrom sil witalnych .Ori lubie twojego bloga bo czuje tak jak ty wielka milosc do naszych braci mniejszych i boli mnie ich krzywda.Pozdrawiam i glaski dla zwierzaczkow.Iga
OdpowiedzUsuń:( przeżyłam pół roku z walczącym o życie psem, moim ukochanym psem:( teraz rozmawiam z nim w ogrodzie, bo tam jest pochowany, nic więcej nie sprawia mi tyle radości co widok kiciuńka spacerującego w słońcu:) Śpieszy się kochać zwierzęta!!!!!!!! dziękuje Ori że jesteś, dajesz mi wiele radości i nadziei!
OdpowiedzUsuńEch, miałam nadzieję, że Kiciuniek już w nieco lepszym zdrowiu, ale zdaje się, na wielką poprawę to tu nie ma co liczyć... Cieszę się, że biedulek wychodzi na spacery i że ma u Was swój psi raj :)
OdpowiedzUsuńPo całym dniu koszmarnego bólu głowy, przyszłam do Ciebie po porcję radości i pięknych zdjęć.
OdpowiedzUsuńZdjęcia, owszem były piękne.
Ale zastałam dużo smutku, który znowu wycisnął mi łzy z oczu, tym razem nie były to łzy bólu (głowy!), lecz rozpaczy :(
Wszyscy kochają młode, śliczne, zdrowe psiaki.
A kto pokocha schorowanego staruszka?
Ile razy trzymam na kolanach "wypasionego" i ciężkiego jak kloc Ramzesa, za każdym razem przeszywa mnie smutek na myśl o tak szybko nadchodzącej zwierzęcej starości.
Dlatego tak bardzo spieszę się kochać, bo wiem, że TEN CZAS tak szybko u zwierząt przychodzi...
mam 17letniego kotka i na myśl że...wolę nie myśleć!!!!Misza jest tak cudny że aż serce się kraje co ći ludzie wyrabiają?? a zdjęcie Kacperka,który "podgryza"łapę Tymoteuszowi rozbawiło mnie do łez:)
OdpowiedzUsuńSmutna historia małego czarnego kundelka...
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, Ori. Wzięliśmy ze schronu bardzo starego psa, umarł nagle po dwóch miesiącach, ale myślę, że były to szczęśliwe miesiące. Teraz przyjechał do nas dziesięcioletni ślepaczek po wielu chorobach, po sześciu latach w schronisku na sznurku jest tak pełen woli życia... A fotel zaanektował już po kilku dniach pobytu.
OdpowiedzUsuńKiciunek-elfik do wycałowania!
Smutno.... kurcze, jakie to wszystko niesprawiedliwe:((((((((
OdpowiedzUsuńczęsto bardziej mi żal zwierząt niż ludzi:(((Teresa
OdpowiedzUsuńKochany Kiciuniek! Trafił w tak kochające ręce...ma tak wspaniałą przyjaciółkę, pełną miskę, ręce do głaskania i ciepłu, spokojny kąt.Szczęściarz!:)
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio chodziłam do tyłu:( jedną historię przeczytałam w necie ( i żałuje, bo prawie pękło mi serce) a dwie inne usłyszałam:(
Co innego jak piesek umiera ze starości, nawet przez takie straszne przypadłości o jakich piszesz powyżej w przypadku pieska znalezionego przez koleżankę, a co innego gdy do tego przyczynia się człowiek!
2 smutne historie o których wspominam wcale nie musiały się wydarzyć.A jednak. Bestie są wśród ludzi! Bo jak inaczej nazwać jak ktoś szczeniaka obdziera ze skóry, obcina mu przednie łapy i wyrzuca przez balkon? no jak?
A inny przypadek? tata zaczął mi opowiadać, że czytał, że jakaś pani miała pieski i dała 40 zł pewnemu mężczyźnie by komuś dał jednego z piesków, a on kupił wino, wziął młotek...i dalej mi tata nie opowiedział widząc moje łzy w oczach i żałując, że w ogóle zaczął opowieść...
Przepraszam Cię Ori i wszystkich którzy to przeczytali, że to napisałam, ale błagam, niech ktoś zrobi wreszcie coś z tym światem, bo ja już nie mogę!!!!!!!!:((((((
tak kochana Ori , to ,ze Kiciuniek znalazł domek u Ciebie to wielkie szczęście , cud prawdziwy,to starutkie maleństwo jest wielce prawdopodobne ,że nie doczekało by tej chwili w schronisku
OdpowiedzUsuńbardzo , bardzo i do końca życia będę ci wdzięczna za Kiciuńka ,za miłość , ciepło jakie mu dałaś , staruszek swoim chorym serduszkiem kocha Ciebie pewnie nieśmiało troszkę (pewnie nie miał kogo kochać do tej pory), ale na pewno mocno i całym sobą.
wdzięczna i szczęśliwa
figa33 z dogo
Kiedy już gul w gardle przeszedł i połknęłam łzy, to doszłam do wniosku, że jest to bardzo optymistyczny post.
OdpowiedzUsuńNie wesoły czy śmieszny, ale dający nadzieję, że można nawet na krótko (a może na dłużej?) obdarzyć WIELKĄ Miłością jakieś stworzonko, a ono też nie pozostanie obojętne na nasze uczucia :))
Kiciuniek nabrał futerka i ciała (boczki mu się wyrównały). Uszka jakby bardziej kosmate? A ogon... No, nie jeden jamnik mógłby mu pozazdrościć, że ma taki puchaty ;))
Wyściskaj go ode mnie :))
Pozostałe towarzystwo też :))
Buziaki, pa!
Mam wielką nadzieję , ze Kiciuniek jeszcze spędzi z Wami wiele radosnych chwil mimo swoich dolegliwości.Ściskam i Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoje serce pękło podczas czytania o bezimiennym piesku. Sama bardzo szczęśliwie posiadam czarnego, małego kundelka, chorowitka z pudełkiem leków zapewne podobnych rozmiarów do torby Kiciuńka.
OdpowiedzUsuńŻycie ze zwierzętami byłoby idealne, gdyby nie to, że chorują i czasem tak szybko nas opuszczają. Codziennie toczymy walkę o kolejne wspólnie spędzone dni i czasem jest to naprawdę bardzo wyczerpujące, ale po kilkukrotnym otarciu się o śmierć przez mojego pieska mogę śmiało powiedzieć, że warto. I niech dowodem zostanie tutaj dzisiejsza seria przedsennych mlasków i to smakowite chrapanie, które (wraz ze stukotem pazurków o podłogę) stanowi najpiękniejszą muzykę dla mojej zbolałej okrucieństwem tego świata duszy.
Zdrowia dla Kiciuńka!
jej Reneta on jest super :(
OdpowiedzUsuń