niedziela, 6 marca 2011

Czyżby nadeszło Jutro?



"Jutro" w pojęciu Ori to dość mityczne miesce, do którego się zmierza nieustannie, by coś w nim wreszcie zrobić, napisać, dokończyć. Jutro ma jednak brzydką umiejętność oddalania się i bardzo często Ori jakieś zamierzone Jutro osiąga po dwóch tygodniach.
Można zatem przyjąć, że chwilowo nastąpiło Jutro, którym zresztą Ori od tygodnia straszy, że się odniesie, skomentuje komentarze i w ogóle.
Sawana wróciła do Warszawy bardzo smutna, z pogryzionym (przez siebie) ogonkiem i w dużo gorszym stanie, niż ktokolwiek przypuszczał. Zamieszkała w domowym hoteliku, ale w jej przypadku tylko własny dom z kochającym MĄDRYM opiekunem jest szansą na powrót do psiej normalności.
Teraz nastąpią odniesienia i pęk złotych myśli.
Kilka osób zauważyło słusznie w komentarzach, że w Niemczech psom nie wolno szczekać w mieszkaniach. To prawda. Niemcy, Szwajcarzy, Austriacy i tego typu narody mają szczególny stosunek do hałasu. Ori spędziła trochę czasu w ich krainach i nigdy, ani w mieście ani na wsi nie spotkała szczekającego psa. Widziała natomiast przeurocze kurioza w ogródkach: sztuczne psy, które wydawały z siebie coś w rodzaju szczekania. Na baterie chyba?
"Opiekunowie" Sawany mieszkali w Niemczech od długiego czasu i doskonale znali wszelkie zasady
i przepisy. Sawa miała zaś prawo ich nie znać. Jest młodą, inteligentną suczką, wystarczyłoby więc kilka spotkań z behawiorystą, który podpowiedziałby, jak z nią postępować. No, ale to są koszty i czas trzeba tracić, a taniej i praktyczniej było zadzwonić do pani Magdy i pozbyć się problemu.
Kiedy Sawa już była w Polsce, jeden z członków tej sympatycznej rodziny był uprzejmy wypowiedzieć się na piśmie na psim forum, gdzie zarzucił suczce wielkie zbrodnie: jest STARA, próbowała pożreć mu dziecko, rzuca się na wszystkie żywe istoty okoliczne, a najpiękniejszy cytat Ori pozwoli sobie przytoczyć: "Sawa nie reflektowała chodzenia na smyczy".
Paskudna złośliwa duszyczka Ori doceniłaby trud umysłu, który spłodził tak eleganckie zdanie i radowałaby się nim niezmiernie, gdyby efektem tej musującej inteligencji nie był dramat psa.
Psy amstaffowate i bullowate należą do najbardziej skrzywdzonych przez, za przeproszeniem, człowieka, ras. Kilkanaście lat temu stały się szalenie modne w karkowych warstwach społeczeństwa,
więc fabrykowane w pseudohodowlach, fatalnie traktowane i porzucane jako groźne i niebezpieczne (a jaki niby ma być dręczony pies, "przyuczany" do walk na przykład?), teraz zapełniają schroniska.
Konieczna dygresja: bywa, że opiekunowie pomimo wszelkich starań nie są w stanie poradzić sobie z bardzo dominującym lub zbyt aktywnym psem - są różne charaktery i temperamenty psie i ludzkie - i wtedy najlepszym wyjściem jest znalezienie nowego domu. Fundacje czy hoteliki "wydające" psy do nowych domów zobowiązują się zresztą do pomocy, bezpłatnych konsultacji z behawiorystą i oczywiście do przyjęcia psa z powrotem, jeśli inne metody zawiodą.
W przypadku Sawany zabrakło chęci do odrobiny starań, a przede wszystkim klasy ludziom, którzy zdziwili się, że ich żywy pies nie zachowuje się jak pluszowa zabawka.
"Nie reflektowali" myślenia, ot co.

(Czytelniku, Który Dotrwałeś, zrób sobie przerwę na reklamy, czyli pokrzep się obiadem, kolacją, jogurtem niskotłuszczowym, ponieważ nastąpi część dalsza tekstu. Ori pokrzepi się tymczasem cukierkiem otrzymanym od Asiek: "Nie znam nikogo innego, kto potrafi tak elegancko nachlastać po gębie".
Asiek! To najpiękniejsze słowa, jakie może usłyszeć osoba tak miłująca ludzkość i słowo pisane jak Ori! Wielkie dzięki!)

Nieszczęśnicy od Sawany, nad którymi tak pastwi się Ori, nie są wcale wyjątkami.
Tacy "niereflektujący" śnią się po nocach osobom odpowiedzialnym za oddawane psy, bo nawet najstaranniejsze wybadanie intecji człowieka, wizyty przed- czy poadopcyjne nie gwarantują sukcesu.
To proste: pierwsze spotkanie jest jak pierwsza randka. Przyszły opiekun zakochuje się w psie i pokazuje się z najlepszej strony, obiecuje miłość dozgonną (i zapewne w nią wierzy), a ewentualna kanalia wyłazi z niego nieco później.
Ori ma własnych niereflektujących ulubieńców. Numerem Jeden jest Pani (bardzo wysokie wykształcenie, kultura, kurtuazja, koneksje), która powodowana porywem ogromnej miłości adoptowała Gabrysia. Wiele osób zna uśmiechnięty pyszczek Gabrysia z zaprzyjaźnionych blogów.
Gabryś to najradośniejsze, najsłoneczniejsze stworzenie na świecie.
Ori po długiej rozmowie telefonicznej z Panią była zachwycona i szalała z radości, opiekunka Gabrysia z fundacji Maja po wizycie i przekazaniu pieska takoż. Na drugi dzień pani Joanna otrzymała smsem polecenie zabrania psa z uzasadnieniem: "Jednak nie mogę go pokochać".
Numer Dwa to Pan, któremu Ori przed laty oddała znalezionego na ulicy szczeniaczka. Też było pięknie, urokliwa willa, przodkowie w Powstaniu, zachwyt nad pieskiem. Po tygodniu telefon i bardzo nieprzyjazny ton nakazujący natychmiastowe odebranie pieska, bo szczeniak JEST SMUTNY, a oni by chcieli wesołego. A jeśli nie zostanie odebrany, to - znowu cytat - WYRZUCIMY NA ULICĘ.
Ori popędziła na sygnale po pieska i właściwie jest kreaturze bardzo wdzięczna, bo Miłek jest z nią już 9 lat i jest jej wielkim szczęściem.
Częstym schorzeniem ludzi subtelnych uczuć jest alergia na sierść. Nasila się przed wakacjami, majowymi weekendami, albo kiedy szczeniaczek pogryzie kabel od telewizora.
Ludzie kulturalni nie rozumieją także, dlaczego szczeniak nie chodzi do toalety, nie spuszcza wody i nie korzysta z bidetu.
Na wszelki wypadek Ori zaznacza, że to wszystko nie dotyczy ludzi rozumnych, odpowiedzialnych, kochających swoje zwierzęta i że takich ludzi są ogromne rzesze i sama (odpukać) ma szczęście trafiać na takich prawie bez wyjątków.


Ilustracją do tego miłego tekstu są zdjęcia Pyszczków, które od wielu miesięcy czekają z nadzieją na własne domy. Są pod opieką fundacji Maja, a Ori poznała je podczas odwiedzin u swoich podopiecznych w hoteliku. Wszystkie są bardzo młode, urocze, stęsknione, pozbierane po ulicach, śmietnikach i lasach.
A jeśli ktoś z Was poczuł, że jest między nimi WASZ PIES?...

11 komentarzy:

  1. Ale żeś pojechała po bandzie ;) ale masz racje, świętą rację i myślę, że przynajmniej raz w miesiący taki post wstrząsowy powinien się pojawić, ku otworzeniu umysłów i serc :)
    Buziole

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo pieknie napisalas...
    marzymy o psie,niestety,wynajmujemy dom i jak na razie mieszkaja z nami nasze koty.poza tym-w skandynawii -gdzie mieszkamy,psy sa drogie(i dobrze,bo bardziej sie dba o cos za co sie ZAPLACI)
    mozna czasami psa dostac za darmo-ale czesto sa to psy duze,zaliczane do ras agresywnych i jakos nieufnie podchodze do tych mieszancow(male dziecko w domu).boje sie po prostu,ze nie dam sobie rady.
    i wstyd byloby mi przed sama soba,ze oddaje psa-bo mi "nie pasuje"...
    nadal trzymam kciuki za Sawanne
    Aska

    OdpowiedzUsuń
  3. Ori, kochana, no toś znowu nachlastała elegancko!
    Ja bym tak nie potrafiła nawet w ułamku, za bardzo się gotuję z furii wobec takich...
    Z drugiej strony lepiej, że oddają, niż mieliby się znęcać... Jak ktoś "nie reflektuje" to niech nie ma! Psia miłość nie dla każdego! O!
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze ze scierwa oddaly laskawie ja a nie np wywalily:(na ulice:(..Bo przeciez inaczej ich nie mozna nazwac..A piesia napewno znajdzie opiekunow godnych jej.slow brak.szwabskie krowie placki.normalnie gotuje sie we mnie!!.pozdrawiam i sle usciski dla piesiow:) dominika

    OdpowiedzUsuń
  5. No - niezłe to jutro, Ori! A psiaki cudne, że słów brak :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ori, Ty to masz "pióro"! Trafiasz w sedno. Szkoda tylko, że te gęby, które tak elegancko chlastasz raczej nie reflektują myślenia, a takie pojęcia jak "serce" czy "wrażliwość" to dla nich abstrakcja. Chociaż z tymi wrażliwymi to różnie bywa - każdy z nas słyszał czasami wynurzenia takich ... hmmm, którzy tak kochają zwierzęta,że oczywiście zaraz,natychmiast,już przygarnęliby całą rzeszę biednych, maltretowanych, samotnych itd.ale przecież taki pies czy kot kiedyś będzie umierał, a tego ci wrażliwi nie byliby w stanie znieść. Nie mogą narażać się na takie stresy.
    Oboje z moim mężem chyba do wrażliwych nie należymy, bo przygarnęliśmy Teosia, Kochanego naszego Przyjaciela i Członka Rodziny, Szurpatą Mordkę, która wciąż się do każdego uśmiecha, patrzy w nas z nieskończona miłością i oddaniem, Teosia, bez którego nasze życie nie byłoby tak piękne...
    Ori, ukłony głębokie dla Ciebie i Tobie podobnych.
    Serdeczności ślemy: Iwona, Tadeusz, Teoś

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda tylko,że na"takich" świat musi"reflektować"....

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam takich 'kulturalnych', moja Przymilna /kotka dla niewtajemniczonych/ po kilku miesiącach pobytu u nowego 'pana' wróciła do mnie, jak ja to nazywam, w ramach reklamacji...nie będę wymieniała podanych 'powodów' oddania kota, zabierając wystraszone i chude jak z obozu zagłady zwierze, na odchodne rzuciłam - "nie przyzwyczaił się pan do niej?" /w końcu kilka miesięcy spędził z nią/ w odpowiedzi usłyszałam - "jakoś nie":(
    a był to emerytowany nauczyciel, podobno kochający zwierzęta!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. No, niestety, są ludzie, którzy nigdy nie powinni mieć jakiegokolwiek zwierzątka. Szkoda tylko, że przekonują się o tym dopiero kiedy próbują jakieś przygarnąć. Na szczęście jest też Ori, która przygarnie każdą sierotkę z powrotem.
    Ja czuję, że te wszystkie mordki są moje, każdego chciałabym przygarnąć, ale niestety warunki i rodzina nie pozwalają. Mam już psa "z bidula", kota "znajdę z pola" i drugiego kota "ze wsi". Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma co sie smiac, alergia na siersc przed urlopem to bardzo powazne schorzenie. Kosztujace zycie lub "tylko" miesiace cierpienia wiele psow i kotow :( Ludzie potrafia byc niewyobrazalnie podli :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziwi mnie ta jednostronność i obrażanie przy okazji ludzi. Niestety mieszańce są "ogólną niewiadomą", zazwyczaj niszczą, są agresywne i hałaśliwe. Szczególnie te małe. A problem niestety się mnoży... każdy właściciel nie wykastrowanego burka latającego samopas po ulicy powinien płacić karę. Nie potrzeba nam użalania a myślenia droga Ori:)

    OdpowiedzUsuń