Nusia kocha poduszki. Te najmiększe są wprawdzie dość ruchliwe, ale czasem uda się na nich uciąć krótką drzemkę. Kiedy poduszka ucieknie, pozostaje wierny miły kocyk.
Nusia zostawiła w schronisku w Korabiewicach setki braci i sióstr w niedoli. Bardzo nieliczni z nich
doczekają się tak prostych, a tak szczęśliwych chwil w życiu, gdy będzie można ułożyć pyszczek na własnej ciepłej poduszce i podstawić uszy do głaskania czułej ludzkiej ręce.
Co jakiś czas wolontariusze z różnych fundacji zabierają psy do hotelików i domów tymczasowych,
ale są to naprawdę maleńkie kropelki w oceanie psiego cierpienia.
Wiele, bardzo wiele starych psich serc w schronisku nawet nie śmie marzyć o poprawie losu...
W czasie mrozów w polskich schroniskach codziennie zamarzają psy. W wielu schroniskach nie ma kojców ani bud, albo są sklecone z desek i dykty skrzynki nie ocieplone słomą ani styropianem.
W wielu schroniskach psy są głodne i chore, a głodny, stary i chory pies zamarza zimą najszybciej.
Zamarzają szczenięta, które urodziły się późną jesienią, albo trafiły do schronisk jako wyrzucone
"prezenty pogwiazdkowe".
Jeśli ktoś z Czytelników zna bardziej adekwatne określenie tej sytuacji niż "tragiczna", to Ori prosi o podpowiedź, bo jej samej kończy się słownik.
Ale nie o słowa tu chodzi i nie o wylewanie łez nad psim nieszczęściem.
Nawet najszczersza i najgorętsza łza nie nakarmi i nie ogrzeje ani jednego cierpiącego stworzenia.
Jeden ze staruszków pokaznych na zdjęciach jest już w drodze do hoteliku jako Podopieczny Domu Tymianka (zgadniecie, który?)
Jest jeszcze kilka staruszków, które MUSZĄ natychmiast znaleźć się w ciepłych i przyjaznych miejscach. Są chore, wychudzone i nie przetrwają tej zimy.
W takim stanie była Nusia, którą lekarka po pierwszym badaniu kategorycznie kazała uśpić jako
"psa w stanie beznadziejnym". Ori bardzo ucieszyła się z tej diagnozy. Był to wyrok.
Nie na psa, tylko na biednego Pana Tymianka, który nie miał już złudzeń, że umierająca Nusia zamieszka w jego domu. I trzeba przyznać, że jak na nieboszczkę, Nusia trzyma się zadziwiająco dobrze!
W podobnym stanie zdrowia i ducha był Dżek, pięknooki "staruszek wśród jabłoni".
Jest pod opieką niezwykłej, kochającej zwierzęta osoby i jego metamorfoza jest bardziej niż zdumiewająca. To po prostu kwitnący staruszek - jedno z najrzadszych i najpiękniejszych zjawisk w przyrodzie!
Nusia, Dżek, Mufka i cały Dom Tymianka bardzo gorąco proszą o natychmiastową wielką mobilizację i pomoc finansową!!! Dom Tymianka chce uratować przynajmniej kilka staruszków, a Wy wszyscy możecie doznać radości i zaszczytu przemieniania ich w staruszki kwitnące szczęściem!
Ważny dopisek! Nasz Kwitnący Staruszek Dżek napisał komentarz, ale nie wszyscy przecież zaglądają do komentarzy, więc ten liścik musi zostać skopiowany tutaj:
W sobotę Ori razem z Panem Tymianka zawieźli mnie do nowego hotelu.
"Pod bokserem" - głupia nazwa!
Co prawda mieszkają tu cztery krótkopyskie , ale żeby zaraz na ich cześć nazywać hotel?!...
Rozumiem, jakby nazywał się "pod owczarkiem", a najlepiej "pod owczarkiem kaukaskim", ale bokser?!!
Twarz ma taką, jakby zderzył się ze ścianą, prawie wcale nie ma sierści, więc trzeba go ubierać i trzymać w domu. O pilnowaniu nie ma mowy, lata tylko w kółko i nosi patyki. To ma być pies?! Ale to to takie rozważania, trudno, niech będzie i "Pod bokserem".
Najważniejsze, że tutaj jest inaczej niż wszędzie gdzie byłem. Mam wielką budę z przedsionkiem i dużo słomy. W drzwiach joaaa powiesiła koc, na początku nie wiedziałem, że mogę przez niego przejść, ale teraz już wiem, że nic mnie nie złapie, a koc zamyka się za mną jak ludzkie drzwi.
I mam dużo jedzenia. Co prawda nie daje mi tyle ile mógłbym zjeść, ale coś gada, że to dla mojego dobra, żebym nie dostał skrętu, ani niczego innego.
Jaki skręt, jak żyję, nie słyszałem o czymś takim, ale dobra, głodny nie jestem, chociaż nie pogardziłbym jeszcze odrobiną...
Ale wiadomo, zdrowy pies zawsze może zjeść.
Jeżeli mam dobre mieszkanie i dużo jedzenia, to wiadomo, że jako porządny pies muszę na to zapracować.
Więc pilnuję, szczekam, patroluję. Dzielę się obowiązkami z dwojgiem kolegów, którzy mieszkają w budzie obok.
Co prawda joaaa mnie wzięła, bo Ori powiedziała, że ja jestem cichy i zgodny.
No bo po co miałem się wysilać, czego pilnować?...
A psom, które mieszkają w domu też muszę pokazać, że teraz ja tu mieszkam.
Co z tego, że mam siwą twarz, ale niejednemu jeszcze pokażę, gdzie jego miejsce!
Dziękuję Ori i Dobrym Ludziom, że mogłem tu przyjechać z Korabiewic, bo nie wiedziałem, że tak może być.
I tak nieśmiało zaczynam myśleć, że może kiedyś spotka mnie coś więcej...
Tak sobie myślę, że ja mam tu dobrze, ciepło, joaaa mnie głaszcze, a ja ją chyba lubię. Nawet zacząłem biegać, żeby się trochę rozruszać.
Ale tylu moich braci zostało w Korabiewicach, czy oni tez doczekają takich chwil jak ja?...
Tylko Ori chyba nie ma pieniędzy, żeby wszystkich uratować...
Przecież ci najsłabsi i najstarsi często są chorzy. I potrzebują oprócz miejsca i jedzenia, też leków, i wizyt u lekarza. :(
A potem jeszcze sobie pomyślałem, że przecież jeżeli Dobrzy Ludzie pomogli zabrać mnie, to może inni pomogą Ori zabrać moich braci.
Proszę, nie zostawiajcie ich tam! Szczególnie tych starszych, którzy nie mają szans na wyjście.
Bo przecież takich staruszków jak ja nikt nie chce...
Mówią, że zaraz umrzemy, więc po co nas zabierać...
A my jeszcze tyle możemy, tylko dajcie nam szansę!
I jeszcze odpowiedź na list Dżekusia przysłana przez Kasię i Wojtka, jego Wirtualnych Opiekunów:
Drogi Dżekusiu,
mam nadzieję, że już przekonałeś się, że nie wszyscy ludzie są źli i że buda może być ciepła, a brzusio pełne. Dzięki Ori dowiedzieliśmy się o Twoim istnieniu i postanowiliśmy zostać Twoimi wirtualnymi opiekunami. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka to dla nas radość i przyjemność. Niestety mieszkamy dość daleko, dlatego przekazujemy mizianki i przytulanki też wirtualne, ale bardzo prosimy Panią Joasię o ich przekazanie.
Przyłączamy się do Twojego apelu. Mamy nadzieję, że dzięki temu łańcuszkowi dobrych ludzi uratujemy Twoich cierpiących kolegów z Korabiewic. Ściskamy Cię Dżekusiu mocniuteńko!
Pozdrawiamy i zachęcamy do wirtualnych adopcji!!
k&w/.
przykro patrzeć i czytać, aż serce się kraje, eh. Czy chociaż można finansowo wspomóc schronisko? niestety u mnie full- niekochanych, poturbowanych, chorych i starych- bezsilnośc jest okropna
OdpowiedzUsuńBardzo to smutne - aż się płakać chce - niestety ja mam 3 koty i psa - ale też staram się pomagać - latem znalazłam 2 malutkie kotki zostawione w lesie - mają swoje domy
OdpowiedzUsuńI co tu pisać. Tu słowa to stanowczo za mało. Pieniądze są potrzebne. Natychmiast. Każda najmniejsza wpłata się liczy. Tylko pieniędzmi Fundacja jest w stanie opłacić hotelik dla kolejnego uratowanego psiego życia.
OdpowiedzUsuńNumer konta na pasku bocznym.
Witaj Ori- łez nie ronię, bo nimi nikt sie nie pożywi-comiesięczny przelew wykonany- mam nadzieję, że chociaż w jakiejś części wspomagę ratunek dla tych cierpiących staruszków.
OdpowiedzUsuńprzesyłam uściski dla całego Domu Tymianka
Wykonano. Masz racje, zale nic nie pomoga staruszkom,potrzebna mobilizacja, bo czasu im wiele nie zostalo...
OdpowiedzUsuńguzik z rysią też dorzucają co nieco od siebie.
OdpowiedzUsuńzaraz zrobię przelew:)no i puściłam dziś totolotka, ah ile zwierzaków miałoby dobre życie za 15 mln, eh....
OdpowiedzUsuńpowinno być ach;)
OdpowiedzUsuńJa tez przelewam od naszych kociastych dla starsszych psiastych. Jesteś Wielka Ori.
OdpowiedzUsuńTeż przelewam od naszych kociastych dlastarszych psiastych. Jesteś Wielka Ori :)
OdpowiedzUsuńJa też dorzucę dodatkową wpłatę, obok comiesięcznego przelewu. Serce się kraje...
OdpowiedzUsuńKochani zmobilizujmy się, gdyby każdy przesłał z czytających tego bloga naprawdę chociaż niewielki grosik,to może na pobyt kilku staruszków w ciepłych hotelikach by starczyło. Ori robi ogroooomnie dobrą robotę, a my możemy być częścią tego łańcuszka. Przekażcie znajomym, rozsyłajcie wpis o staruszkach korabiewickich, naprawdę wspólnie można zrobić bardzo dużo... Liczy się każdy dzień, bo takie mrozy to niestety wyrok dla wielu staruszków, a może zdążymy...
OdpowiedzUsuńOri,
OdpowiedzUsuńtyle co moglam na dzis, przelalam na ratowanie staruszkow, bo serce sie kraje, tak po ludzku...
Ori, wspaniała kobieto, oczywiście ja też wysyłam dodatkowo oprócz comiesięcznego przekazu, ale mam jeszcze pytanie:czy można do Korabiewic wysłać jakieś kołdry i koce, żeby choć trochę ocieplić te budy?
OdpowiedzUsuńŚciskam
Mika
nie wiemy ile Ori potrzebuje na teraz, na już.przelew zrobiłam.
OdpowiedzUsuńDroga Ori jaka jest stawka za dobę w hoteliku?
OdpowiedzUsuńPoszło coś dla następnego ewenementu przyrodniczo-biologicznego, czyli kwitnącego staruszka u Ori :)
OdpowiedzUsuńJa też jak zawsze wspomagam, chociaż wiem, że to kropla w morzu... Przykra i smutna na rzeczywistość, szczególnie zimą w takie mrozy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was serdecznie, DorotaC.
Piszę w imieniu staruszka Dżeka, który na razie nie bardzo sobie radzi z klawiaturą laptopa. ;))
OdpowiedzUsuń"W sobotę Ori razem z Panem Tymianka zawieźli mnie do nowego hotelu.
"Pod bokserem" - głupia nazwa!
Co prawda mieszkają tu cztery krótkopyskie , ale żeby zaraz na ich cześć nazywać hotel?!...
Rozumiem, jakby nazywał się "pod owczarkiem", a najlepiej "pod owczarkiem kaukaskim", ale bokser?!!
Twarz ma taką, jakby zderzył się ze ścianą, prawie wcale nie ma sierści, więc trzeba go ubierać i trzymać w domu. O pilnowaniu nie ma mowy, lata tylko w kółko i nosi patyki. To ma być pies?! Ale to to takie rozważania, trudno, niech będzie i "Pod bokserem".
Najważniejsze, że tutaj jest inaczej niż wszędzie gdzie byłem. Mam wielką budę z przedsionkiem i dużo słomy. W drzwiach joaaa powiesiła koc, na początku nie wiedziałem, że mogę przez niego przejść, ale teraz już wiem, że nic mnie nie złapie, a koc zamyka się za mną jak ludzkie drzwi.
I mam dużo jedzenia. Co prawda nie daje mi tyle ile mógłbym zjeść, ale coś gada, że to dla mojego dobra, żebym nie dostał skrętu, ani niczego innego.
Jaki skręt, jak żyję, nie słyszałem o czymś takim, ale dobra, głodny nie jestem, chociaż nie pogardziłbym jeszcze odrobiną...
Ale wiadomo, zdrowy pies zawsze może zjeść.
Jeżeli mam dobre mieszkanie i dużo jedzenia, to wiadomo, że jako porządny pies muszę na to zapracować.
Więc pilnuję, szczekam, patroluję. Dzielę się obowiązkami z dwojgiem kolegów, którzy mieszkają w budzie obok.
Co prawda joaaa mnie wzięła, bo Ori powiedziała, że ja jestem cichy i zgodny.
No bo po co miałem się wysilać, czego pilnować?...
A psom, które mieszkają w domu też muszę pokazać, że teraz ja tu mieszkam.
Co z tego, że mam siwą twarz, ale niejednemu jeszcze pokażę, gdzie jego miejsce!
Dziękuję Ori i Dobrym Ludziom, że mogłem tu przyjechać z Korabiewic, bo nie wiedziałem, że tak może być.
I tak nieśmiało zaczynam myśleć, że może kiedyś spotka mnie coś więcej..."
Droga Ori, nieustannie podziwiam Twoj zapał i dobre serce, serce pęka na myśl o tych wszystkich biednych, zmarzniętych stworzeniach.Moja mama własnie wczoraj przygarneła kolejnego kociaka, który na pewno nie przeżyłby zimy na dworze.
OdpowiedzUsuńMy również(ja i moje 2 przygarnięte koty) dorzucamy coś od siebie.
Kochani wesprzyjmy Ori, każdy tyle, ile może, pamiętajmy, że razem mamy wielką moc!Marti.
To jeszcze raz ja, Dżek.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że ja mam tu dobrze, ciepło, joaaa mnie głaszcze, a ja ją chyba lubię. Nawet zacząłem biegać, żeby się trochę rozruszać.
Ale tylu moich braci zostało w Korabiewicach, czy oni tez doczekają takich chwil jak ja?...
Tylko Ori chyba nie ma pieniędzy, żeby wszystkich uratować...
Przecież ci najsłabsi i najstarsi często są chorzy. I potrzebują oprócz miejsca i jedzenia, też leków, i wizyt u lekarza. :(
A potem jeszcze sobie pomyślałem, że przecież jeżeli Dobrzy Ludzie pomogli zabrać mnie, to może inni pomogą Ori zabrać moich braci.
Proszę, nie zostawiajcie ich tam! Szczególnie tych starszych, którzy nie mają szans na wyjście.
Bo przecież takich staruszków jak ja nikt nie chce...
Mówią, że zaraz umrzemy, więc po co nas zabierać...
A my jeszcze tyle możemy, tylko dajcie nam szanse.
Drogi Dżeku bardzo się staramy,żeby zebrac Was wszystkich, zbieramy, wpłacamy i szukamy dalej, podrzucamy znajomym i przyjaciołom, wiemy ,że oni też pomogą- uszy do góry musi byc dobrze!!!Musimy zdążyć!
OdpowiedzUsuńKochany Dżeku, dobrze, że napisałeś, proszę rób to częściej, myślę, że zmiękczysz nie jedno serce - moje już nie może być miększe...
OdpowiedzUsuńDrogi Dżekusiu,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że już przekonałeś się, że nie wszyscy ludzie są źli i że buda może być ciepła, a brzusio pełne. Dzięki Ori dowiedzieliśmy się o Twoim istnieniu i postanowiliśmy zostać Twoimi wirtualnymi opiekunami. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka to dla nas radość i przyjemność. Niestety mieszkamy dość daleko, dlatego przekazujemy mizianki i przytulanki też wirtualne, ale bardzo prosimy Panią Joasię o ich przekazanie.
Przyłączamy się do Twojego apelu. Mamy nadzieję, że dzięki temu łańcuszkowi dobrych ludzi uratujemy Twoich cierpiących kolegów z Korabiewic. Ściskamy Cię Dżekusiu mocniuteńko!
Pozdrawiamy i zachęcamy do wirtualnych adopcji!!
k&w/.
Mam w domu dziesiątkę staruszków kocich i psich. Co miesiąc przelewam pare groszy. Ale to dalej kropla, jak pisze Ori.
OdpowiedzUsuńBezsilność jest okropna.
Pozdrawiam - Meg
http://www.karmimypsiaki.pl/home
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za offa ale akcja zacna, więc reklamuję gdzie się da. Za jedno nasze kliknięcie psiaki mają szansę na porządny posiłek w schronisku. Proszę przekazujcie dalej.
Dołączam się do mobilizacji i chciałabym coś więcej napisać, ale brak mi słów. Codziennie myślę o wszystkich marznących psach, o tym, że kiedy my grzejemy się w ciepłych domach, te biedaki, których nikt już nie chce zamarzają przykute łańcuchem do swoich niby-bud. Jestem wdzięczna każdemu za najmniejszą pomoc, a szczególnie Ori. I dziękuję Jej za Dżeka i Niusię szczególnie.
OdpowiedzUsuńAsiek
No i znowu ryczę! Uwielbiam Cię joaaa, wirtualnych opiekunów, wszystkich, którzy pomagają! Mojego uwielbienia dla Ori nie da się opisać słowami :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich, DorotaC.