czwartek, 10 stycznia 2013

Szczególny dzień w domu Tymianka



Szczególny szczęśliwy dzień w domu Tymianka oczekiwany z niedowierzaniem, niepokojem
i radością niczym na chwilę rozpakowania wymarzonych prezentów pod choinką.
Nusia jest tutaj już rok. Cały rok. ROK. CAŁY ROK. PRADZIWY ROK!




Kto zna historię Nusi, ten wie, dlaczego radość jest taka szczególna.
Kto nie wie, niech przeczyta ku pokrzepieniu serca/ ku nauce/ ku przestrodze, by zbyt pochopnie nie rezygnować z doświadczania cudów.



Ori zobaczyła Nusię w schronisku w Korabiewicach, kiedy pojechała po wcześniej upatrzone, stare lub chore psy. Był przenikliwie zimny, deszczowy, paskudny dzień.
Kiedy psy były już spakowane, a Ori podpisywała u kierownika schroniska papiery adopcyjne
(było to mniej więcej miesiąc wcześniej, zanim schronisko objęła opieką fundacja Viva),
ktoś zapytał, czy nie znalazłoby się miejsce dla bardzo chorej suczki.
Ori miejsc żadnych już nie miała, poszła jednak zobaczyć suczkę.
I - już nigdy więcej nie chce sobie przypominać bezmiaru w bólu w oczach skulonego stworzonka, więc ta część opowieści zostanie Wam oszczędzona.

 


Druga część to diagnoza lekarska poparta rentgenem i innymi tego rodzaju utynsyliami:
suczka jest sparaliżowana od połowy, nie ma szans na podniesienie się na łapki, kręgosłup i stawy są w takim stanie, że naprawdę nie wiadomo, jakim cudem pies występuje jeszcze w jednym kawałku. Wiek - co najmniej 17 lat. Ślady po wielu porodach.
Szanse na przeżycie kolejnej doby - średnie.
Szanse na przeżycie kolejnych dób - praktycznie żadne.

Nusia została zaopatrzona w zastrzyki przeciwbólowe i zabrana do domu.
Ori uparła się, że skoro Nusia miała tak koszmarne życie, to przynajmniej śmierć przyjdzie do niej, gdy zdąży być kochaną, zaopiekowaną i ważną dla kogoś.

Kiedy Nusia poczuła, jak dobrze jest być kochaną, wyspaną na poduszce, noszoną na rękach istotą, zrezygnowała z umierania.
Po trzech dniach uniosła się na przednie łapki i zaczęła przesuwać się siedzeniem po podłodze.
Po następnych kilku stanęła chwiejnie na tylnych łapach i utykając, uczyła się na nowo chodzić.

Po trzech lub czterech tygodniach trzymania Nusi w bezwzględnym reżimie ciepła i suchości
(podkłady jednorazowe, prześcieradełka, oj, było tego, było!), Ori w ciepły i słoneczny dzień wyniosła ją na krótki spacerek.

A potem... potem była mufkoterapia, pierwszy skok na kanapę, pierwszy BIEG do siatki za kurą sąsiada.

Nusia - największa duma Ori, rozkapryszona jaśniepani, zasłużyła wkrótce na drugie imię:
Dzióbosława.
Imię ta szacowna staruszka zawdzięcza charakterystycznej minie i brzydkiemu zwyczajowi dziobania innych psów, gdy te mają czelność zanadto zbliżyć się do JEJ Ori.
Kiedy Ori zapomni się i ośmieli pochylić nad innym psem, Dzióbosława natychmiast leci i interweniuje. Bierze udział w najgłupszych sprawkach szczeniąt i bywa tak nieznośna, że Ori posuwa się do ostatecznej groźby:
- Gdybyś nie była Nusią, to byś dostała klapsa!

 








20 komentarzy:

  1. Ach, Ori, dziękuję za przypomnienie historii Nusi. Więc to już rok! Pamiętam przecież, jak ją zabrałaś, ale że to już rok... Dziobnij tym razem Ty Dzióbosławę - od naszych futer i od nas. :)

    Uściski, Ori.

    JolkaM

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna historia!
    Jesteś Niesamowita!
    Nusia również, naturalnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ori kochana...łzy, gorące, płynące...łzy szczęścia. Jesteś absolutnym zjawiskiem kochana Ori, Ty jedna uwierzyłaś, dałaś szansę na życie, na poczucie łapek. Tak to cud, Twój cud Ori. To ty jesteś cudotwórcą, to Ty sprawiłaś, że kochany pisak uwierzył, że można. Och jak ja bym Cię teraz uściskała. Jesteś wspaniałym, wielkim człowiekiem. Dziekuję Ori, że jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cuda, cuda oglaszaja... Najszczersze gratulacje dla Nusi i dla Ori, oczywiscie!!!! To ogromna radosc widziec takie efekty swojej pracy. Ciekawe, czy ja widza ci, ktorzy dawali jej kilka dni zycia... Nusia jak taka roslina pustynna prawie umarnieta, ktora w deszczu rozkwita. Rozkwitla po prostu grzejac sie w cieple Domu Tymianka... Oby wiecej takich przypadkow!

    Sciskam was obie
    Mika

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie sądziłam, że czas tak szybko mija...
    Nusi wypatrywałam ciągle na Twoich zdjeciach Ori:)bo jej historia uratowania życia mną wstrząsnęła też bardzo.
    Oj, tak się cieszę;))
    Oby jeszcze długo była przy Tobie, bo przecież zajęła miejsce w serduchu zaraz obok Kiciunieczka, prawda?
    Buziaki i przytulasy,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ori, trochę Ci zazdraszczam radości bycia z Nusią. Ale tylko kapkę.
    Pod bródką Nusię smyram.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowite :) wspaniała historia pokazująca ile może zdziałać miłość :)
    Myzianki dla was ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cud,cudowna Ori, cudowne to co robisz. Wycałuj ją w pycholek ode mnie mocniuchno.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nusia Dzióbosława :))) Wspaniała rocznica i święto!

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobnie jak nasz Szczęściarz. Prawie nie chodził, potem miał operacje, długie leczenie guza i ran, okazało się że ma padaczkę i koło piętnastu lat, ale daje nam coraz więcej radości. Bał się panicznie wychodzić z domu, a dziś cały dzień biegać chce po podwórku i obszczekuje cztery strony świata, żeby wszyscy sąsiedzi, których nie mamy, go usłyszeli.
    Wzruszyłam się czytając o Niusi. Fantastyczna opowieść!

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowna, napawająca optymizmem i nadzieją historia! Kolejny dowód na to, jak bardzo kondycja psychiczna psa wpływa na jego stan zdrowia. Samotny, zaniedbany pies nie ma woli walki, nie mam motywacji do życia. Miłość człowieka jest jak światełko w tunelu, przywraca nadzieję i siłę do walki o każdy dzień. Tak więc cuda się zdarzają, ale największym cudem jest miłość. I dotyczy to tak samo zwierząt, jak i ludzi. Sto lat Nusiu!

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamietam doskonale pierwszy wpis o Nusi, trzymalam za nia bardzo mocno kciuki, mam nadzieje, ze chociaz troszke to moje trzymanie sie przydalo, bo widze, ze kwitnie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakbym widziała moją Rurkę,najświeższy,znaleziony w lesie rok temu,element stada(5 psów i 5 kotów).My,ja i TŻ to świętość,reszta to zło konieczne i wredna konkurencja.Pozdrawiam,nieodmiennie trzymam kciuki i staram się wspomóc finansowo.Monika

    OdpowiedzUsuń
  14. Ta historia toż to klasyczny wyciskacz łez jest :-) Cudownie jest móc poczytać o takiej rocznicy! Wszystkiego zdrowego dla Jubilatki!!! Pozdrawiam serdecznie - Iza

    OdpowiedzUsuń
  15. Niusia przepiękna, szczęściara. Miłość i opieka czynią cuda. Kochana Ori może zajrzysz na mój blog?

    OdpowiedzUsuń
  16. To już rok???? Pamiętam ten dzień jak dziś, pamiętam smutek i lęk w Twoim głosie po diagnozach ludzi wyuczonych. Nauka nauką, ale miłość czyni cuda. Gdybym przeczytała tę historię w jakiejś gazecie, pomyślałabym że podkoloryzowana. A toż to szczera, najprawdziwsza prawda! Nusiu, Ty szczęściaro!!! ORI, tak się cieszę! MOnika

    OdpowiedzUsuń
  17. kochana Ori to jeszcze raz ja podaję adres bloga kwiaciarenka01@ g-mail.com.mam nadzieję że nic nie pokręciłam trochę zielona jestem sorki.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochana Ori jesteś cudowną osobą, serce rośnie jak się czyta takie opowieści jak o Nusi :) Jak czytałam tego posta to przypomniałam sobie, że mam dużą paczkę pieluch, których używałam gdy mój piesio był szczeniakiem. Może by Ci się przydały... Adres mailowy znajdziesz na blogu, więc pisz śmiało :)) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Przyszłam sobie tu przycupnąć przy Nusi i odpocząć (ludzi nie dziobie?). Taki tu szlachetny spokój. 100 lat dla niej! Bezimienna

    OdpowiedzUsuń